O perspektywach reformy liturgii / 1961 r.

Od czasów reformacji hasło powrotu do pierwotnej prostoty Kościoła nie było wśród katolików popularne. Ojciec Święty Jan XXIII, który śmiało zrywa z rozmaitymi przestarzałymi tradycjami, przekreślił i tę. Przemawiając po uroczystej liturgii bizantyńskiej odprawionej na rozpoczęcie prac komisji powołanych do przygotowania II soboru watykańskiego, papież określił jego zadania w następujących słowach:

Zadaniem nowego soboru będzie wytężyć siły, aby przywrócić obliczu Kościoła Chrystusowego blask najprostszych i najczystszych rysów jego młodości oraz przedstawić go w takim stanie, jakim uczynił go Boski Założyciel – bez skazy i zmarszczki (...). Sobór musi się zająć sprawami Kościoła, aby w pełnym miłości studium odszukać rysy młodości bardzo gorliwej i przebudować je w ten sposób, aby okazać jego zdobywczą moc wobec duchów współczesnych. (Acta Apostolicae Sedis, 52 (1960), s. 960)

Chodzi zatem o odnowienie w Kościele gorliwości i pierwotnej prostoty, aby lepiej dostosować jego życie do wymagań współczesności. Dzieło to jest tym konieczniejsze, że świat, w którym Kościół działa, przechodzi gwałtowne zmiany. Myśl swoją sprecyzował Ojciec Święty, przemawiając do członków soborowych komisji przygotowawczych zebranych na zbiorowej audiencji. Stwierdził wtedy, że „nie chodzi o zbadanie lub zdefiniowanie jakiegoś rozdziału nauki lub dyscypliny katolickiej, lecz o wlanie nowej siły i światła w chrześcijańską myśl i życie”. (Acta Apostolicae Sedis, 52 (1960), s. 1006)

Od początku pontyfikatu Jan XXIII wskazuje jako źródła odnowienia życia katolickiego harmonijne studium Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu i pism Ojców Kościoła oraz liturgię. „Księga i Kielich” to dominanta wielu przemówień papieża. Wynikiem tego przeświadczenia jest jego częsty osobisty udział w liturgii i zapewnienie, że nie zaniedba niczego, co mogłoby się przyczynić do jej odnowienia.

Wśród komisji przygotowujących obrady Soboru Watykańskiego II powołał Ojciec Święty Komisję dla Spraw Liturgii pod przewodnictwem kard. Kajetana Cicognani, prefekta Kongregacji Obrzędów. Jej sekretarzem został A. Bugnini CM, redaktor naczelny dwumiesięcznika „Ephemerides Liturgicae”, a członkami szereg wybitnych teoretyków liturgii i działaczy apostolstwa liturgicznego. Na konsultorów powołano między innymi bp Tadeusza Zakrzewskiego i bp Kazimierza Kowalskiego.

Komisja ta miała zadanie łatwiejsze od innych, ponieważ już od dawna działała w Rzymie Papieska Komisja dla Ogólnego Odrodzenia Liturgii, której dziełem są reforma Wielkiego Tygodnia i Kodeks rubryk. Ponadto w bardzo wielu krajach istnieją żywe ośrodki duszpasterstwa liturgicznego, odbywające regularnie sesje na temat rozmaitych zagadnień liturgicznych i duszpasterskich. Istnieje również szereg wyższych instytutów wyspecjalizowanych w tej dziedzinie, które dały znakomite opracowania krytyczne źródeł.

Zasady reformy

Ojciec Ferdynand Antonelli OFM, przemawiając na Międzynarodowym Kongresie Duszpasterstwa Liturgicznego w Asyżu, ujawnił wytyczne, którymi się kieruje Papieska Komisja dla Odnowienia Liturgii. Są to:

1) wierność najlepszym tradycjom liturgicznym,

2) względy duszpasterskie.

Można przypuszczać, że te same zasady przyświecają Komisji Przygotowawczej dla Spraw Liturgii.

W początkach ruchu liturgicznego jego pionierzy starali się udowodnić konieczność oparcia pobożności katolickiej na publicznej modlitwie Kościoła oraz zwrócić uwagę na wartość liturgii w kształcie aktualnie praktykowanym. Gruntowne badania naukowe dowiodły jednak, że formuły, którymi posługuje się liturgia rzymska, w wielu wypadkach wymagają rewizji i oczyszczenia. Przekonano się, że nawarstwione z biegiem wieków dodatki niejednokrotnie zatarły pierwotny wyraz obrzędów, przez co utrudniły wiernym zrozumienie i przeżycie obchodzonego misterium.

W świadomości Kościoła odżyły również prawdy wiążące liturgię z duszpasterstwem. Są one następujące:

1) Liturgia jest kultem całego mistycznego Ciała, jego Głowy i członków, nie jest więc rezerwatem duchowieństwa.

2) Liturgia jest nie tylko kultem oddawanym Bogu, lecz również szkołą chrześcijańskiego życia, a uczeń w szkole musi śledzić przebieg lekcji i ją rozumieć.

3) Każdy chrześcijanin przez chrzest otrzymuje prawo do udziału w liturgii. Zatem sposoby uczestniczenia w niej powinny być dostępne dla ogółu wiernych. Jeżeli tak nie jest, to narusza się prawo chrześcijanina do udziału w liturgii; prawo, które opiera się na charakterze sakramentalnym i jest ważniejsze od wszystkich przepisów pochodzenia ludzkiego. Trzeba zatem szukać takich form, które byłyby powszechnie dostępne dla wiernych.

4) Liturgia parafialna zawsze różniła się w swoich formach od katedralnej i monastycznej, bo musi ona zawsze być wyrazem życia duchowego środowiska.

Głosy opinii katolickiej

Profesor Tillman w referacie przedstawionym na Kongresie Liturgii Misyjnej w Nimêgue–Uden tak odmalował obecny stan liturgii w kościołach katolickich:

Bolesny widok przedstawia udział wiernych w Mszach odprawianych w dni powszednie w wielu parafiach. Kapłan ignoruje swoich braci i swoje siostry. Ołtarz odległy od nich czasem o kilkadziesiąt metrów. Kapłan nie zbliża się do nich, nie patrzy na nich; nawet mówiąc „Dominus vobiscum”, oczy ma spuszczone. Nie pozdrawia ich, odwraca się do nich plecami. Przemawia w języku obcym. Słowo Boże czyta dla siebie samego. Modli się sam i wszystko czyni sam. Obcy przybysz mógłby powiedzieć, że na całym świecie nie ma drugiego zebrania, na którym przewodniczący nie patrzyłby na swoich braci, nie pozostawałby w łączności z nimi i nie zwracałby się do nich. Tylko w tej jednej tego nie robi. I to ma być obchód uczty miłości. A przecież na Ostatniej Wieczerzy wszystko tchnęło wzajemną łącznością, jednością dusz, bratnią miłością, gotowością do usług.

Niewątpliwie ruch liturgiczny wskazał wiele sposobów zburzenia bariery dzielącej wiernych od ołtarza, wiele z nich przyjęły oraz zaleciły instrukcje papieskie i diecezjalne, niemniej zasięg tych wysiłków jest ciągle jeszcze bardzo ograniczony, a szereg rozwiązań ma charakter wyraźnie prowizoryczny. W Brukseli ogłoszono wypowiedzi świeckich katolików, którzy wzięli udział w ankiecie zorganizowanej przez „La Revue Nouvelle”.

Z wypowiedzi uczestników ankiety wynika, że elementem, który czyni życie parafialne atrakcyjnym, dla nich jest odnowa liturgiczna. Jej owocem jest odkrycie znaczenia miłości społecznej, która łączy parafię. Za dobrodziejstwa uznaje się reformę Wielkiego Tygodnia, postu eucharystycznego i uprzystępnienie liturgii wiernym. Wszystkie wypowiedzi jednogłośnie domagają się kontynuowania wysiłków i wyjścia ze stadium półśrodków, w którym obecnie jesteśmy. Przede wszystkim uczestnicy ankiety domagają się rozszerzenia praw języka krajowego. Oto kilka głosów:

Dublowanie tekstów liturgicznych w języku krajowym przypomina kinowe napisy i jest środkiem zastępczym.

Jeżeli pragnie się, aby lud nie tylko asystował przy obrzędach, lecz w nich uczestniczył, należy mu dać możliwość wypowiadania się w języku, w którym stale zwraca się do Boga. Reszta to udawanie, źle pojęta tradycja i archeologia.

Na ogół żąda się odprawiania twarzą do wiernych. Jest jednak i taki glos: „Jest mi wszystko jedno, czy Mszę odprawia się twarzą do wiernych, czy plecami, byleby odprawiano ją pośród ludu, a nie na końcu tunelu, w którym porusza się izolowany celebrans. Gdy ojciec rodziny rozwija ważny list albo rozdziela pokarm, jest otoczony przez swoją rodzinę.

Czytelnicy zwracają uwagę na konieczność uwspółcześnienia liturgii:

Jakkolwiek każdy ceremoniał zawiera elementy archaiczne i stałe, jest bardzo pożądane, aby rytuał katolicki dostosował się do realnych warunków współczesnej epoki. Na przykład w obrzędach chrztu należałoby przewidzieć miejsce dla rodziców; obecnie przewiduje się tylko rodziców chrzestnych, co jest wspomnieniem epoki pogańskiej, w której przyjmujący chrzest nie pochodzili z rodzin chrześcijańskich.

Msze Suchych Dni nie odpowiadają żadnej rzeczywistości (...) z różnych powodów nie zachowuje się postu, o którym ciągle wspominają modlitwy tych Mszy. Na pewno dobrze jest uświęcić początek pór roku, czy jednak obecny sposób jest jeszcze realny?

Uczestnicy ankiety domagają się, aby kazanie łączyło się z obrzędami, chwalą komentarze do tekstów Pisma Świętego przeczytanych w czasie liturgii.

Jak widzimy dyskusja nad reformą liturgii zatacza coraz szersze kręgi, a jej temperatura jest wysoka. Aby uwzględnić rozmaite aspekty przygotowywanej reformy, Komisja dla Spraw Liturgii podzieliła się na kilkanaście podkomisji, których obrady i ich wyniki są otoczone tajemnicą. Znając jednak stanowisko zajmowane niejednokrotnie przez członków podkomisji na zjazdach i w prasie oraz biorąc pod uwagę głosy kardynałów, biskupów i rezolucje kongresów, można w przybliżeniu podać spodziewane kierunki reformy.

Język liturgiczny

Problemem kluczowym omawianej reformy staje się obecnie zagadnienie języka liturgicznego. Wszystkie kongresy, krajowe i międzynarodowe, jednomyślnie domagają się rozszerzenia praw języka żywego. Aby zapewnić rozumny kult Boga i pobożność uczestników, aby przekazywać i utwierdzać wiedzę o zbawieniu, aby skutecznie wspomagać wysiłki duszpasterskie i przygotować zjednoczenie Kościołów, liturgia musi być naprawdę wspólna i żywa, a zatem łatwo zrozumiała, prosta i jasna.

Jest ona zespołem znaków świętych i uświęcających, za którymi kryje się rzeczywistość nadprzyrodzona. Powinny one być zrozumiałe dla uczestników liturgii. W skład znaków wchodzą słowa. Ponieważ wygłasza się je w języku obcym, musimy najpierw tłumaczyć same znaki. W tej sytuacji nie ułatwiają one kontaktu z rzeczywistością nadprzyrodzoną.

Słowa tak zwyczajne jak: „Dominus vobiscum” sto razy tłumaczone wiernym i przez nich dobrze znane, pozostają jednak ciągle bez życia i nie są zdolne wywołać takiego oddźwięku, jaki wywołuje pozdrowienie. Utrzymywanie łaciny jako jedynego języka liturgicznego powoduje brak kontaktu między kapłanem i wiernymi oraz przepaść między Kościołem a światem, co kryje w sobie dalsze niebezpieczeństwa.

Jeżeli przyjrzymy się różnym cywilizacjom, zauważymy, że w niektórych używa się dwóch języków (np. w krajach arabskich); jeden to ten poprawny, literacki, na użytek elity, drugi to ten potoczny, dla ludu. Jest to zasadnicza słabość tych cywilizacji. Życie duchowe jest zbytkiem arystokracji, a masy ludowe z trudem zdołają się dźwigać na pewien poziom intelektualny. Podobnie jest w Kościele. Dualizm: łacina i język żywy spowodowały w dziedzinie religijnej zbyt wielki przedział między tymi, którzy znają tę pierwszą, zwłaszcza duchowieństwem, a wiernymi, dla których jest ona obca. Stąd u ludzi współczesnych niebezpieczny rozdźwięk między dość wysokim poziomem kultury ogólnej a przykrym infantylizmem w dziedzinie kultury religijnej. Dualizm języka osłabia Kościół od wewnątrz i utrudnia jego wkorzenienie się w różne kultury. Nie bez obawy zadaje się pytanie, czy wyraz myśli katolickiej utrwalony w liturgii jest głęboko zakorzeniony przynajmniej w jednym z narodów świata, bo przecież nie jest ona w pełni przyjęta przez żaden z języków żywych.

W obronie języka łacińskiego przytacza się argumenty następujące:

  1. a) Wprowadzenie języków żywych do liturgii naraziłoby czystość doktryny katolickiej.

Argument nie jest słuszny, ponieważ nie istnieje żaden obiektywny związek między językami żywymi i herezją. Po łacinie również ogłoszono wiele herezji. Liturgia nie jest zresztą powołana do strzeżenia czystości doktryny, lecz do żywienia pobożności wiernych. Czystości doktryny strzeże teologia. Tymczasem od dawna już wykładamy ją w językach żywych i w nich ogłaszamy katechizmy. Takie same racje przemawiają za językiem żywym w liturgii.

  1. b) Język łaciński jest językiem sakralnym.

Rzeczywiście język łaciński ma charakter sakralny, lecz nie z racji swojej łacińskości, ale wskutek przyjęcia go przez Kościół. W chwili przyjęcia bynajmniej nie nadawał się specjalnie do wyrażenia tajemnic chrześcijańskich, lecz po prostu był językiem większości wiernych. Każdy inny może być przyjęty przez Kościół do liturgii i stanie się wówczas sakralny.

  1. c) Łacina zapewnia religijne poszanowanie dla misteriów chrześcijańskich.

Jest prawdą, że lud może odnosić się z uszanowaniem do spraw niezrozumiałych i czcić to, co uważa za wyraz wiedzy tajemnej, religia chrześcijańska nie ma jednak nic wspólnego z „misteriami” tego rodzaju. Objawienie Boże, które religia chrześcijańska głosi, jest przeznaczone dla wszystkich ludzi i nie powinno być ukryte w niezrozumiałych formach językowych, lecz, przeciwnie, dostępne wszystkim narodom ziemi. Język łaciński chroni misterium i wzbudza jego cześć, kryjąc je w zamkniętej kasie, dzięki czemu wydaje się, że nie można go zbezcześcić. Trzeba jednak pamiętać, że łacina może być także powodem profanacji – jeżeli lud nie rozumie dostatecznie obrzędu, może w najświętszej chwili zachować się bez uszanowania. Zachwyt nie ogarnie człowieka stojącego przed kasą, w której ukryto cenny klejnot. Trzeba ją otworzyć i pokazać jej zawartość.

  1. d) Wszystkie religie przechowują starożytne formy kultu i język z nimi związany.

Rzeczywiście poszanowanie tradycji jest cechą charakterystyczną kultów religijnych. Uważa się, że formy kultu uczestniczą w jakiś sposób w niezmienności i transcendencji Boga, dlatego niełatwo się je zmienia. Jest jednak wątpliwe, czy religia chrześcijańska, z istoty swojej nadprzyrodzona, podlega temu prawu rządzącemu kultami naturalnymi. Pamiętając o absolutnej transcendencji Boga, nie możemy zapomnieć o Jego zniżeniu się do nas i podniesieniu nas do Niego. Bóg stał się człowiekiem, wszedł w czas i przestrzeń. Dlatego także elementy zmienne (czas i miejsce) uczestniczą w Bożych tajemnicach. Religia chrześcijańska uwzględnia także ewolucję człowieka i odpowiednio się do niej dostosowuje.

  1. e) Język łaciński w liturgii jest znakiem jedności Kościoła.

Istotną jedność Kościoła tworzy wiele elementów, nie tylko liturgia i nie tylko język. Msza św. w obrządku syro-malabarskim jest w takim samym stopniu znakiem jedności Kościoła, jak Msza św. w obrządku łacińskim, bo jedna i druga jest uobecnieniem jedynej i wiecznej ofiary Nowego Testamentu, zarówno w obrządku syro-malabarskim, jak i w łacińskim jest ta sama Żertwa i ten sam Kapłan. Jeżeli chodzi o historyczną rolę łaciny, to trzeba stwierdzić, że była ona nie tylko elementem jednoczącym, ale również dzielącym. Ścisłe związanie się Kościoła z kulturą łacińską było jednym z powodów schizmy wschodniej oraz reformacji i bardzo utrudniło ewangelizację w krajach misyjnych. Zmarły kard. Constantini, były delegat apostolski w Chinach, stwierdził na podstawie własnego doświadczenia, że główną przeszkodą w nawracaniu tego kraju nie był „mur chiński”, lecz „mur łaciński”.

Żaden z przytoczonych dotychczas argumentów nie jest przekonujący. Profesor H. Schmidt SJ słusznie zauważa, że posługiwanie się nimi osłabia pozycję obrońców języka łacińskiego.

Są jednak poważne argumenty za utrzymaniem łaciny

  1. a) Pierwszym jest wielkie „skurczenie się ziemi” dzięki rozwiniętej komunikacji i masowej turystyce. Na to jednak łatwo można zaradzić, utrzymując możliwość odprawiania Mszy św. po łacinie na całym świecie. Trzeba też wziąć pod uwagę, że olbrzymia większość katolików nigdy nie wyjedzie za granicę. Nie byłoby słuszne skazywanie znacznej większości wiernych na to, aby całe życie nie rozumieli liturgii, w imię dobra tych, którzy wyjadą. Liturgia musi pozostać dobrem ogółu.
  2. b) Poważne trudności mogłyby powstać w krajach i kręgach wielojęzycznych. Wskutek ruchów emigracyjnych okręgów takich jest wiele. Łacina jako język neutralny łagodzi antagonizmy narodowościowe.
  3. c) W tej chwili nie ma gotowych elementów, które mogłyby stworzyć wartościowe liturgie w innych językach. Przeżywamy okres intensywnych badań i dyskusji nad ich wynikiem. Nie jest to atmosfera sprzyjająca tworzeniu nowych liturgii. Nie znaczy to jednak, że w ogóle wykluczone jest stopniowe przejście na języki żywe, przynajmniej w części pouczającej Mszy św.

Pewne jest, że Kościół zmieniał język liturgiczny i dostosowywał się do kultur, w których wypadło mu działać. Kultura łacińska, która w ciągu wieków stała na szczycie cywilizacji, jest jednak bardzo ograniczona w przestrzeni i czasie, a także przeżywa swój schyłek. Można nad tym ubolewać, lecz nie można tego nie dostrzegać. Struktury religii chrześcijańskiej, które powstały w świecie łacińskim, nie są ani jedyne, ani niezmienne. Były one poprzedzone przez inne, które zachowały się częściowo w Kościołach wschodnich, i mogą dostosować się do nowych kultur, które się rodzą. To dzieło dostosowania nie jest sprawą łatwą i będzie wymagało czasu. Pociągnie za sobą prawdopodobnie podział obrzędowy na sfery językowe, przyczyni się do pewnej decentralizacji Kościoła. Wydaje się jednak, że nie byłoby dla niego rzeczą bezpieczną spóźnić się z tym dziełem.

Podkomisja dla Spraw Języka stanęła wobec bardzo trudnego problemu. Nie wiemy, jakie przygotowała wnioski i jak wypadną decyzje ojców soboru. Jest pewne, że łacina nie zostanie zupełnie usunięta, ale z równą pewnością można przewidywać rozszerzenie praw języka żywego, jakkolwiek niełatwo byłaby określić granice tych koncesji.

Struktura Mszy św.

Obecnie Msza św. w obrządku rzymskim ma dwa wstępy. Jeden stanowi właściwy introit rozpoczynający formularz mszalny, a drugi to Psalm 42. Na razie zniesiono odmawianie tego dodatkowego wstępu w określonych wypadkach. Przewiduje się jednak zupełne zrezygnowanie z tego psalmu lub przeniesienie go do zakrystii, do odmawiania podczas przygotowania celebransa.

W starożytnym Kościele część pouczająca Mszy św. była głównym źródłem oświecenia wiary. Harmonijnie dobrane lektury ze Starego Testamentu, pism Apostołów i Ewangelii oraz ich wyjaśnienie utwierdzały i pomnażały zasób wiedzy o sprawach Bożych. Lektury nie były ustalone, lecz wybierał je biskup lub kapłan, dzięki czemu wierni mogli w ciągu kilku lat poznać całe Pismo Święte. Ogólnie postuluje się przejście na kilkuletni cykl czytań biblijnych oraz przywrócenie dawnej tradycji czytania stale dwu lekcji, jednej ze Starego Testamentu a drugiej z Nowego. Nie przedłużyłoby to czasu trwania Mszy św., ponieważ postuluje się jednocześnie zniesienie ostatniej Ewangelii. Takie wzbogacenie lektur biblijnych podczas Eucharystii może przynieść znakomite owoce, pod warunkiem że w parze z lekturą będzie szła katechizacja. Ogólnie postuluje się, aby część pouczającą Mszy św. odprawiać przy siedzeniu celebransa, a lekcje i ewangelię zawsze czytać w stronę wiernych.

Liturgia słowa kończyła się dawniej modlitwą wiernych w formie litanijnej lub uroczystych modlitw, którą znamy z Wielkiego Piątku. W wielu krajach instrukcje biskupów przywróciły modlitwę wiernych, na razie w formie paraliturgii. Oczekujemy ustalenia jej form oficjalnych.

Postuluje się także, aby modlitwy mające głośne zakończenie były w całości odmawiane na głos. Jeżeli wierni mają swoim „Amen” potwierdzić modlitwę, to powinni ją słyszeć. Chodzi tu o sekretę, zakończenie kanonu i embolizm Libera nos.

Jeszcze w roku 1952 opat Bernard Capelle OSB przedstawił projekt uporządkowania obrzędów małego podniesienia, łamania chleba i mieszania postaci. Do XII w. celebrans pod koniec Kanonu podnosił kielich i hostię, po czym trzymał je podniesione w czasie całej modlitwy: „Per ipsum et cum ipso” aż do: „Per omnia saecula saeculorum” włącznie, na co lud odpowiadał: „Amen”. Dopiero potem następowało przyklęknięcie i przejście do obrzędów przedkomunijnych. Obecnie formuła jest przerwana przez dwa przyklęknięcia i pięć krzyżów o niejasnym znaczeniu, a druga wymieniona formuła jest tak oddzielona, że wygląda raczej na początek Pater noster niż na zakończenie Kanonu. Ojciec Capelle proponuje przywrócenie dawnej wersji, w której podniesienie kielicha i hostii bez żadnych znaków krzyża było zaakcentowaniem końcowej doksologii Kanonu.

Wszyscy dostrzegamy, że łamanie postaci chleba nie ma logicznego związku z modlitwą Libera nos a ich zmieszanie z formułą: „Pax Domini”. Natomiast zarówno ta modlitwa, jak i formuła wyraźnie mówią o pokoju i przygotowują pocałunek pokoju. Ojciec Capelle po dokładnej analizie pierwotnych obrzędów rzymskich i ich ewolucji proponuje następujący przebieg obrzędów przed komunią:

  1. Embolizm Libera nos śpiewany głośno łącznie z zakończeniem, bez żadnej przerwy i bez żadnych ceremonii z hostią. Dokładnie tak, jak w Wielki Piątek.
  2. Po odpowiedzi wiernych „Amen” nastąpiłaby modlitwa o pokój („Domine lesu Christe qui dixisti”), jeżeli nie zdecydowano by o jej usunięciu.
  3. Następnie celebrans śpiewałby: „Pax Domini” bez żadnych ceremonii z hostią i udzielałby pocałunku pokoju.
  4. Po tym ostatnim nastąpiłoby złamanie hostii i zmieszanie postaci przy śpiewie Agnus Dei, który łączy się z łamaniem hostii, a nie z pocałunkiem pokoju. W Mszach czytanych Agnus Dei następowałoby po zmieszaniu postaci.
  5. Po Agnus Dei następowałyby modlitwy przygotowujące komunię: „Domine lesu Christe”, „Fili Dei vivi” oraz „Perceptio Corporis tui”.

Biorąc pod uwagę logiczne uzasadnienie proponowanej poprawy obrzędów i autorytet o. Capelle, można się spodziewać, że projekt zostanie przyjęty.

Jak już wspomniałem, przewiduje się zniesienie ostatniej ewangelii, tym samym Msza kończyłaby się błogosławieństwem.

Coraz częstsze wielkie zjazdy i kongresy duchowieństwa aktualizują tęsknotę za prawdziwą koncelebrą w Kościele zachodnim. Na razie te prośby nie zostały uwzględnione, ale zakazy nie miały charakteru dogmatycznego, lecz dyscyplinarny, a więc mogą ulec zmianie. Możliwość koncelebry pozwoliłaby nawet wielkiej liczbie kapłanów odprawić równocześnie w skupieniu i w pokoju Mszę św.

Brewiarz

Oficjum rzymskie w obecnie praktykowanym kształcie uformowało się pod wpływem tego monastycznego. Dlatego rozpada się na wiele części, które trudno pogodzić z zajęciami duchowieństwa diecezjalnego. Starożytne oficjum kleru rzymskiego obejmowało wigilię – odpowiadającą naszemu dzisiejszemu Matutinum, Matutinum – odpowiadające dzisiejszemu Laudes oraz Nieszpory. Godziny mniejsze weszły stopniowo w użycie pod wpływem klasztorów. Jeżeli dzisiaj obmyśla się sposoby przystosowania struktury brewiarza do zajęć duszpasterza, należałoby sięgnąć do tej pierwotnej tradycji, uzupełniając ewentualnie cykl godzin większych Kompletą jako pacierzem wieczornym.

Są też głosy postulujące zachowanie wszystkich godzin kanonicznych ze skróceniem ich do jednego psalmu lub jego części. Nie wydaje się jednak, aby pozostawienie wszystkich godzin kanonicznych, których nie można odmówić w odpowiedniej porze, było słuszniejszym rozwiązaniem.

Zmiana struktury oficjum pociągnie oczywiście zmiany w rozkładzie psałterza. Przewiduje się rozłożenie na dwa lub nawet trzy tygodnie. Rewizji trzeba poddać dobór lekcji. Są głosy za kilkuletnim cyklem czytań z Pisma Świętego. Ogólnie postuluje się zwiększenie ilości czytań biblijnych. Jako wzór wskazuje się oficjum ostatnich dni Wielkiego Tygodnia. Zreformowany Brewiarz wyglądałby zatem następująco: Jutrznia miałaby zawsze jeden nokturn z trzema psalmami i trzema lekcjami (ze Starego Testamentu, z Ojców Kościoła lub życiorysu świętego, z Nowego Testamentu). Rano Laudes uzupełnione pewnymi elementami Prymy. Po południu Nieszpory i wieczorem Kompleta, zawsze taka jak w niedzielę.

Kalendarz

Już do Piusa XI zwracano się z propozycją ustalenia daty Wielkanocy. Papież odpowiedział, że nie chciałby decydować w takiej sprawie bez soboru. Sprawa odżyła po wojnie, tym bardziej, że i Kościoły wschodnie wysuwają takie propozycje. Na ogół mówi się o pierwszej albo o drugiej niedzieli kwietnia. Niezależnie od tego, wysuwa się sprawa ustalenia całego kalendarium. W Ameryce istnieje towarzystwo rozwijające propagandę w tym kierunku, a nie ma żadnego przeciwdziałania. Zapytywano Stolicę Świętą o zdanie w tej sprawie. Odpowiedziała, że sprawa należy do kompetencji władz świeckich. Jeżeli państwa zgodnie przyjmą ustalony kalendarz, to Kościół się do tego dostosuje.

Jeżeli chodzi o cykl tajemnic Chrystusowych (Proprium de tempore), to wydaje się, że Jan XXIII doprowadził dzieło św. Piusa X do końca i dostatecznie już zaakceptowano jego pierwszeństwo nad cyklem uroczystości świętych. Przewiduje się jednak dalszą redukcję tych ostatnich przez łączenie świętych w pewne grupy np. święci wychowawcy, jałmużnicy, założyciele zakonów. Są poważne głosy, aby w kalendarzu powszechnym zostawić tylko tych, którzy występują w Litanii do Wszystkich Świętych, a kultowi innych nadać charakter lokalny.

Rytuał

W dziedzinie szafowania sakramentów i sakramentaliów Stolica Święta daje najwięcej swobody we wprowadzeniu języka żywego i adaptacji obrzędów do zwyczajów krajowych. Nie stawia również trudności w zatwierdzaniu obrzędów zupełnie nowych.

Pontyfikał i ceremoniał biskupów

Na Pontyfikał rzymski wywarła bardzo silny wpływ liturgia gallikańska. Z niej pochodzą dłużyzny, które niecierpliwią współczesnego człowieka. Jeszcze przed zapowiedzeniem soboru Kongregacja Obrzędów podjęła pracę nad reformą Pontyfikału, które zapewne trwają. Oto jak A. Bugnini CM konsultor Kongregacji Obrzędów i sekretarz soborowej Komisji Przygotowawczej do spraw Liturgii ocenił na łamach „Ephemerides Liturgicae” obrzędy przewidziane przez Pontyfikał rzymski na synod diecezjalny:

Jeżeli dokładnie zbada się obrzędy przewidziane na synod, łatwo da się zauważyć, że niektóre są zupełnie przestarzałe i trzeba je wyeliminować.

Cała pierwsza część synodu ma strukturę jakiejś „Mszy suchej”, jak to było dawniej po poświęceniu palm. Antyfona oraz psalmy 68 i 78 nie mają szczególnego znaczenia, lecz są jakąś namiastką introitu tej Mszy suchej. Liczne oracje mają pochodzenie gallikańskie. Nawet ich forma literacka zdradza pochodzenie nierzymskie. Napomnienie diakona: „Flectamus genua” tutaj zupełnie nie ma sensu („hic sensu omnino caret”).

Alokucje biskupa, które w poszczególne dni poprzedzają kazanie, są zupełnie formalistyczne. Zwykle biskup swoimi słowami przypomina duchowieństwu obowiązki. Alokucja końcowa w trzecim dniu to zbiór praw i zwyczajów liturgiczno-prawnych dawno i powszechnie zarzuconych. Sprawdzanie obecności w trzecim dniu mogło być uzasadnione wtedy, gdy podróż na synod diecezjalny bywała długa i niebezpieczna, ale obecnie nie ma tych przeszkód i sprawdzanie obecności powinno odbyć się w pierwszym dniu.

Na synodzie diecezji rzymskiej nie odprawiono żadnej Mszy pontyfikalnej. Codziennie odbywała się Msza recytowana, po niej śpiewano Veni Creator z odpowiednią modlitwą. Następowało przemówienie Ojca św. i sesja synodu, która kończyła się odmówieniem modlitwy Anioł Pański.

Ceremoniał biskupów powstał przez skrócenie papieskiego z epoki, w której świecka etykieta wtargnęła na dwór papieski i do jego ceremoniału. Wiele przepisów stało się już nieaktualnych, np. cała IV księga. Natomiast brakuje przepisów dla odprawiania funkcji pontyfikalnych przez biskupów sufraganów, a obecnie są to wypadki bardzo częste. Sam układ księgi również domaga się zmiany. Wskazane jest, aby nowy ceremoniał naśladował w jasności i przejrzystości „Ritus pontificalis ordinis hebdomadae sanctae instaurati”.

Muzyka kościelna

Obecnie używane księgi liturgiczne zawierają śpiewy pochodzące z okresu rozkwitu szkół śpiewaczych i były tworzone na ich użytek. Do poprawnego ich wykonania trzeba wysokiego stopnia kultury duchowej i muzycznej. Nie jest to śpiew dla mas, natomiast nadają się do niego proste melodie psalmowe i podobne do nich śpiewy monosylabiczne. Trzeba pamiętać, że liturgia parafialna musi mieć swój odrębny charakter, nie może być kopiowaniem katedralnej lub monastycznej. Bezpłodność heroicznych nieraz wysiłków propagatorów chorału gregoriańskiego niejednokrotnie wynikała z zapomnienia o tej prawdzie. Podkomisja dla Spraw Muzyki Sakralnej miała za zadanie wskazać sposoby upraszczania chorału gregoriańskiego i dostosowania go do użytku małych kościołów. Nie jest to odejście od myśli św. Piusa X, lecz jej rozwój. Za czasów Piusa XI wydawało się, że odtworzenie pierwotnego tekstu Wulgaty stworzy mocne podstawy do oparcia pobożności katolickiej na Piśmie Świętym. Dzisiaj wiemy na pewno, że to nie wystarcza. Trzeba cofnąć się jeszcze bardziej, do tekstów oryginalnych. Podobnie wydawało się, że odrodzenie chorału zapewni czynny udział wiernych w liturgii. Dzisiaj wiemy, że trzeba się cofnąć do śpiewów jeszcze pierwotniejszych, prostszych, lub tworzyć nowe na ich wzór. Chorał pozostanie zawsze wzorem muzyki kościelnej i źródłem inspiracji, ale inna jest jego rola i inny zakres w seminarium i katedrze, a inny w parafii.

Liturgia na misjach

Głosiciele Ewangelii stykają się z ludami o bardzo prymitywnej kulturze i małym zasobie pojęć oraz z tymi o kulturach wysokich i o wiele starszych od europejskiej. I język, i symbolika europejska są dla obu tych grup zupełnie niezrozumiałe. Przez pięć wieków misjonarze uważali za swój obowiązek nie tylko nawracanie, ale i europeizowanie ludów kolorowych. Dzisiaj rozumiemy, że było to stwarzanie dodatkowych trudności w dziele ewangelizacji świata.

Na ankietę w sprawie adaptacji potrzebnych na misjach jeden z rektorów seminariów z Azji odpowiedział następująco: „Nie budujemy już naszych ozdobnych dachów. Budujemy ze zbrojonego betonu, jak się buduje na całym świecie. Postępowanie odmienne byłoby uznane za zacofanie. Podobnie wszystkie historyczne formy w Kościele katolickim uważa się tutaj za trudne do zrozumienia, obce i bez sensu. Czynią one wrażenie muzeum, a my nie możemy zapraszać Azji, aby weszła do muzeum”.

Międzynarodowy dzień studiów nad liturgią misyjną w Nimwedze (wrzesień 1958 r.) wysunął następujące postulaty:

1) Uprościć obrzędy Mszy św. i usunąć wszystko, co zaciemnia jej strukturę.

2) Zwiększyć zewnętrzny splendor obrzędów, na które ludy kolorowe są bardzo wrażliwe.

3) Śpiewać w językach krajowych części stałe i zmienne Mszy Św., a jeżeli to możliwe, w ogóle przejść na języki krajowe.

4) Starać się o wartościową muzykę religijną uwzględniającą tradycje rodzime, ale wolną od wszelkich wspomnień pogaństwa.

5) W szafowaniu sakramentów i sakramentaliów posługiwać się językiem rodzimym i w miarę możności wykorzystywać zwyczaje krajowe do stworzenia obrzędów sugestywnych dla nawracanych ludów.

6) Obrzędy chrztu dorosłych rozdzielić na etapy zgodnie z ich pierwotnym przeznaczeniem: pierwsza część – przyjęcie do katechumenatu, druga część – moment egzaminu połączony z wręczeniem Ewangelii, trzecia część – przy samym chrzcie.

7) Ułożyć liturgię pogrzebową do wykorzystania podczas częstych na misjach wypadków nieobecności kapłana.

8) Postulowano utworzenie specjalnych studiów duszpasterstwa liturgicznego dla misji. Studia takie istnieją już od dwóch lat i są przez misjonarzy bardzo cenione. Jak widzimy, znowu wyłania się problem decentralizacji i regionalizacji liturgii, a nawet tworzenia nowych obrządków katolickich.

Daleko idące postulaty w sprawie zmian w liturgii mogłyby nasuwać podejrzenie, że wysuwający je duszpasterze i wierni lekceważą tradycję oraz nie doceniają pobożności przeszłych pokoleń. Tak bynajmniej nie jest. Wszyscy oni cenią tradycję liturgiczną i szanują pobożność na niej opartą, ale z przykrością stwierdzają, że obecne formy liturgii nie spełniają swojej roli wobec współczesnego pokolenia. Człowiekowi współczesnemu znacznie bliższe są proste formy starożytności niż zawiły ceremoniał baroku i renesansu. Dlatego wzorów odrodzenia trzeba szukać w formach życia Kościoła starożytnego.

Fałszywym byłby również wniosek, że trzeba czekać na ukończenie reformy i że nie warto robić wysiłków nad wprowadzeniem wiernych w życie liturgiczne, skoro obecna liturgia jest tak niedoskonała. W swojej obecnej szacie zawiera ona skarby prawdy i łaski, więc trzeba zrobić wszystko, co można, aby udostępnić ją wiernym. Sukces tej zreformowanej jest uwarunkowany dobrym wykorzystaniem obecnej.

Fragment książki „Szczyt i źródło życia Kościoła. O recepcji soborowej reformy liturgii Kościoła w Polsce”

Franciszek Małaczyński OSB (1920-2009). Urodził się we Lwowie w 1920 r. W 1943 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Po tzw. repatriacji wstąpił do Opactwa w Tyńcu. W latach 1963-1965 studiował w Papieskim Instytucie św. Anzelma w Rzymie. Uzyskał tytuł doktora teologii liturgii. Przez kilkadziesiąt lat sprawował funkcję sekretarza Komisji Liturgicznej Episkopatu Polski i redagował polskie księgi liturgiczne. Sam przetłumaczył na polecenie Kard. Wyszyńskiego "Mszał Rzymski dla diecezji polskich” który został wydany w 1986 roku.