Doskonalsi od aniołów

O roli ciała podczas modlitwy z ojcem Tomaszem Kwietniem, dominikaninem i liturgistą, rozmawia Robert Krawiec OFMCap

- W potocznym rozumieniu modlitwa to raczej domena ducha niż ciała, natomiast Ojciec w książce „Pochwała ciała” napisał: „Problemem dzisiejszym jest odcieleśnienie modlitwy”.

Modlitewnego bezruchu nie można utożsamiać z duchowością, a człowiek nie jest aniołem uwięzionym w worku. Największą pokusą chrześcijan był i jest dualizm, dzielenie  pomiędzy tym, co duchowe, a tym, co cielesne. A przecież tak naprawdę nie udaje się w człowieku oddzielić tych dwóch sfer. W gruncie rzeczy duchowe przeplata się ze zmysłowym. Na przykład poznanie intelektualne, rzeczywistość jak najbardziej duchowa, czerpie z tego, co przynależy do sfery zmysłowej: oczu, uszu, węchu, dotyku i na odwrót: to, co duchowe modyfikuje to, co cielesne, wyostrza postrzeganie i przeżywanie świata materialnego.

Człowiek nie dowiaduje się o Panu Bogu inaczej jak poprzez zmysły. Gdyby odrzucił wszystko, co cielesne, to pozostanie ślepy, niemy i głuchy… Człowiek bez swej cielesności nie może pojąć samego siebie. Osoba ludzka jest skazana na ciało, ponieważ ono stanowi istotę naszego istnienia. Ojcowie Wschodu powiadali, że człowiek pod jednym względem jest doskonalszy od anioła, ponieważ posiada ciało i wobec Boga reprezentuje całe stworzenie. Człowiek to reprezentant całego uniwersum przed Bogiem, ponieważ zawiera w sobie wszystko to, z czego ono zostało stworzone; nosi w sobie zarówno materialność, jak i duchowość.

- W jaki sposób można modlić się ciałem?

Należy zacząć od stawiania małych kroków: na Mszach Świętych porządnie uczynić znak krzyża oraz głośno i wyraźnie odpowiedzieć „I z duchem twoim” na księżowskie wezwanie „Pan z wami”.

Ciało to transparent wydarzeń dziejących się we wnętrzu człowieka. Na modlitwie dusza ma pobudzać ciało, a ciało duszę. Podczas modlitwy przynosimy Panu Bogu nasze ciało wraz z jego zmysłowością i emocjonalnością, aby otrzymać błogosławieństwo.

- Podobno św. Dominik potrafił modlić się ciałem?

Modlitwa św. Dominika była bardzo fizyczna. Większość gestów, które wykonywał, zapożyczył ze średniowiecznej liturgii mszalnej. Jego sposób modlitwy wypływał z myśli, że dusza w równym stopniu pobudza ciało, jak ciało duszę.

Ciało to nie tylko środek wyrazu duszy. Ma ono rzeczywisty wpływ na duchowość człowieka. Spróbujmy modlić się na leżąco, gdy jesteśmy zmęczeni – najprawdopodobniej modlitwę podjętą w takiej postawie skończymy następnego dnia rano. To niezbity znak kapitalnego wpływu postawy ciała przyjętej podczas modlitwy na jej jakość.

- Jakie warunki musi spełniać dana czynność, aby została uznana za liturgiczną? Czy oklaski podczas Mszy Świętej są liturgiczne?

Liturgia przede wszystkim jest świętowaniem tego, że Bóg – Trójca przez wieki działał cuda dla zbawienia człowieka. Jest takim świętowaniem, które przedłuża i daje nam udział w tym Bożym działaniu. Natomiast, jeśli spojrzymy od zewnątrz na środki, jakie używamy do tego świętowania, możemy rozpatrywać ją dwojako. Pierwsze, prawnicze podejście do tego zagadnienia zakłada, że tylko to, co zapisano w księgach i prawie kościelnym jako liturgiczne, takie właśnie jest. Druga odpowiedź odnosi się do tego, czym działanie liturgiczne jest w ogóle, zwłaszcza w wymiarze materialnym, cielesnym. Liturgia ma angażować całego człowieka. Za liturgiczne zatem można uznać zachowanie, które absorbuje całe ludzkie istnienie z jego wolą, rozumem, emocjami, cielesnością, psychiką i wszystkimi innymi jego wymiarami.

Nie znaczy to jednak, że w liturgii wszystko nam wolno. Między rubryką prawną a zaangażowaniem ludzkiej osoby istnieje bardzo ścisła relacja. Wizja liturgii ma spełnić z jednej strony warunek ortodoksyjny, zgodny z doktryną wiary i przepisami Kościoła, a z drugiej strony ma zaangażować całego człowieka. Czasami oklaski będą liturgiczne, a czasami nie. Katolicka pobożność barokowa znała spontaniczne oklaski podczas liturgii i to zwłaszcza w momencie podniesienia. A był to przecież okres, kiedy rytuał liturgiczny sam w sobie był hieratyczny, łaciński, tradycyjny i powściągliwy. W takim ujęciu oklaski były w pewnym sensie liturgiczne, ze względu na ich odniesienie do Boga. Natomiast, kiedy w trakcie liturgii urządzamy miłe spotkanie podobne do areny cyrkowej czy do koncertu gwiazdora, wtedy oklaski nie będą liturgiczne. Nie chodzi tu o same oklaski, ale o kontekst, w jakim się one pojawią.

- Często nasze europejskie liturgie są bardzo skostniałe i statyczne, różnią się też nieco od tych, które przyjęto w Ameryce Południowej czy w Afryce, gdzie na Mszach Świętych odbywa się taniec i wyraźnie uzewnętrznia się radość. Jeden z polskich teologów stwierdził nawet, że nasze Eucharystie przypominają kondukt pogrzebowy…

Gdyby był to przynajmniej pochód, wówczas byłoby już całkiem nieźle. Najczęściej po przyjściu do świątyni, siadamy w ławce, gdzie w bezruchu, jakby w tle,  trwamy przez jakiś czas.

Mówiąc o spontaniczności i radosnym, żywym przeżywaniu Mszy Świętej, nie musimy odwoływać się do liturgii afrykańskich, ponieważ w Polsce tradycyjna liturgia bizantyjsko-słowiańska jest pełna ruchu i dynamiki. Pełnego rozumienia liturgii uczyłem się, często uczestnicząc w liturgiach tego obrządku. Tam zauważyłem, że podczas celebracji ksiądz niejako tańczy.

- Tam właśnie Ojciec odkrył i docenił modlitwę ciałem?

W naszym dominikańskim sposobie sprawowania liturgii cielesność odgrywa dość znaczącą rolę. W chórze zakonnym podczas modlitwy często wstajemy, siadamy, kłaniamy się itp. Codziennie po nieszporach uczestniczymy w procesji do obrazu Matki Bożej.

Dla mnie przełom w zrozumieniu istoty liturgii stanowiły studia w Rzymie, gdzie w sobotnie wieczory chodziłem do kolegium rosyjskiego na Wieczernię. Tam zauważyłem wielką różnicę pomiędzy celebracją nieszporów w obrządku bizantyjsko-słowiańskim a rzymsko-katolickim. Nasze łacińskie nieszpory wyglądają tak, że celebrans po rozpoczęciu wspólnej modlitwy siada na miejscu przewodniczenia, którego już później nie opuści nawet na sekundę, chyba że pójdzie okadzić ołtarz. W rycie bizantyjsko-słowiańskim ksiądz ciągle jest w ruchu: okadza cały kościół, całuje ikony, wchodzi za ikonostas, wychodzi na zewnątrz, otwiera królewską bramę… W swojej modlitwie bizantyjski kapłan jest podobny do św. Dominika, który obchodził świątynię, witał i wizytował ołtarze podczas modlitwy. Chyba nie można zaprzeczyć, że tak wypełnianej modlitwie brak duchowości?

- Nie obawia się Ojciec, że może pojawić się niebezpieczeństwo przeakcentowania roli ciała na modlitwie? 

Nie mam obaw przed posługiwaniem się ciałem w liturgii pod warunkiem, że nie będzie to radosna twórczość. Tylko ona może doprowadzić do odwrócenia uwagi od Pana Boga, a skupienia jej wyłącznie na sobie; na tym, by dobrze się czuć podczas liturgii. Niebezpieczeństwo pojawia się wówczas, kiedy mówimy: wymyślmy coś, aby zaangażować ciało w liturgię. Tylko nie owo „wymyślmy”! Trzeba „przyjrzeć się” wszystkiemu, co ludzie robili przez dwa tysiące lat w trakcie wspólnej modlitwy i wykorzystać ich doświadczenia.

Tradycja zachodnia w liturgii czy modlitwie ma swoje sposoby posługiwania się ciałem. Zawarte w niej postawy są dobre, ponieważ przez pokolenia je sprawdzano. Nie widzę powodów, aby w naszych świątyniach tańczyć w rytm bębenka, ale dostrzegam wiele powodów, aby wskrzesić procesje, które w średniowieczu stanowiły typowy wyraz chrześcijańskiej pobożności. Dawniej procesje nie były „smutnym szuraniem nogami” jak w kondukcie pogrzebowym, a niestety w ten sposób często towarzyszymy Panu Jezusowi podczas uroczystości Bożego Ciała. W średniowieczu ludzie idący w procesji krok taneczny – poddany pewnym ograniczeniom ­– dostosowywali do melodii.

- Niekiedy czyniony na czole znak krzyża jest tylko zewnętrzną formą czy gestem, który mało angażuje ducha. Co zrobić, aby duch towarzyszył ciału?

Po prostu myśleć. Świadomie czyniony znak krzyża przemienia. Niekiedy jednak również mechaniczne wykonywanie tego gestu nie jest takie złe, ponieważ w naszym życiu i ludzkiej emocjonalności pojawiają się różne trudne sytuacje. Bywa, że taki gest to jedyna dostępna w danej chwili forma modlitwy. Gdy przeżywamy trudności i wewnętrzne rozbicie, kiedy jesteśmy biedni, poranieni, pobici – powtarzając za Stachurą „cali zbudowani z ran” – pozostaje nam tylko bić pokłony, czynić znaki krzyża (czasami nawet bezmyślnie).

Myślę, że w chrześcijańskiej pobożności nadal nie ufamy ciału. Oczywiście, ciało jest trudne, zwłaszcza w jego seksualnym aspekcie, ale pamiętajmy, że Syn Boży przyjął ludzkie ciało i stał się człowiekiem.

- Zastanawia mnie jedna sprawa: w niebie święci nie mają ciała, a modlą się w sposób doskonały. Czy wykorzystanie ciała podczas modlitwy jest koniecznie potrzebne? Przecież często kojarzymy modlitwę raczej z duszą…

Nie powinniśmy duchowości kojarzyć z duszą, lecz z Duchem Świętym. Aniołowie modlą się na sposób anielski, a ludzie powinni modlić się po ludzku. Natomiast święci oczekują na zmartwychwstanie ciał.

- Czyli ich modlitwa nie jest jeszcze pełna i doskonała?

To oczywiste, że nie może być pełna. Nasza doczesna modlitwa nie jest pełna z powodu grzeszności, zaś modlitwie świętego daleko do doskonałości, ponieważ on oczekuje na zmartwychwstanie ciała.

Czym jest modlitwa? To oddanie chwały Bogu. Święty Ireneusz napisał: „Chwałą Boga jest człowiek żyjący”. Chodzi więc o człowieka pełnego, czyli takiego, który posiada ciało. W innym miejscu ten sam święty dodał: „Syn Boży stał się człowiekiem, abyśmy stali się bogami”. Zbawienie dokonuje się w ludzkim ciele, które jest świątynią Ducha Świętego.

- W swojej książce Ojciec pokusił się o stwierdzenia: „Chrześcijaństwo albo będzie cielesne, albo go w ogóle nie będzie” oraz „Naszym celem nie jest nieśmiertelność duszy, ale zmartwychwstanie ciała”. Jednak często przy świątyniach i kaplicach spotykamy krzyże misyjne opatrzone napisem „Zbaw swoją duszę”. Chrześcijaństwo zatem to bardziej religia ciała czy ducha?

Dualizm to największa pokusa w życiu chrześcijańskim. Słowa „Zbaw swoją duszę” można odczytać tutaj jako pragnienie zachowania ciała w pełni jego wartości i bez ran. Właściwe zrozumienie tych słów to w dużej mierze kwestia języka religijnego, który w tym wypadku ma znaczenie fundamentalne. Język to nie tylko środek wyrazu, ale także filtr, poprzez który patrzymy na rzeczywistość. Tę samą rzecz będziemy oglądać inaczej, ponieważ mówimy różnymi językami. Język buduje pewien rodzaj wyobraźni religijnej i dlatego niekiedy spieram się z ludźmi, którzy podczas nabożeństwa używają określeń typu: „Mateczko” czy „Matuchno ukochana”, ponieważ są one niedojrzałe, wręcz infantylne i budują taką właśnie infantylną religijność.

To, że jakiś tekst modlitwy będzie bardziej mądry, nie oznacza, że będzie mniej emocjonalny. Nie jest tak, że prości ludzie, bardzo głęboko przeżywający swoją religijność, muszą się modlić, używając zdrobnień. W Kościele koptyjskim prości ludzie cytują teksty teologiczne z V, VII i X wieku, ponieważ od początku tego ich uczono. W języku liturgii chodzi o współistnienie wielu aspektów – aby było miejsce i na emocje, i na ciało oraz na teologicznie dobry, solidny tekst.

- Czy zatem każdy stan i tryb życia wymaga właściwego rodzaju modlitwy?

Od wielu wieków pokutuje w nas przekonanie o mniejszej wartości modlitwy wspólnej. Często tak postrzegamy ten problem: z jednej strony jest liturgia rozumiana jako swoista kościelna musztra, którą trzeba wykonać ze względu na przepis i obowiązek, a z drugiej strony – prawdziwa osobista modlitwa jest wtedy, kiedy odmawiamy różaniec czy adorujemy Najświętszy Sakrament. Jeżeli w naszej świadomości kościelna musztra nie jest modlitwą, w takim razie po co ją wykonywać?

- Często mamy taki odruch, aby wejść do kościoła czy kaplicy, uklęknąć i modlić się na klęczkach. Niekiedy nie wiemy, czy po komunii świętej można dziękować Panu Bogu w innej postawie niż na kolanach?

Postawa ciała po komunii świętej w ogóle nie jest określona. Jednak należy zwrócić uwagę na to, czy nie przeszkadza ona bliźnim w modlitwie. Zdarza się, że ktoś podczas modlitwy doznaje uniesienia, ale dzieje się to na środku zatłoczonego kościoła, gdzie inni chcą przyklęknąć do Komunii Świętej. Należy unikać zbytniej ekstrawagancji w swoich zachowaniach modlitewnych. Idę do Komunii Świętej nie tylko z Panem Jezusem, ale także z osobami, które uczestniczą w liturgii. Przecież mam z innymi tworzyć wspólnotę.

- Wspomniał Ojciec, że ciało przysparza nam trudności przede wszystkim w aspekcie seksualnym. W jaki sposób małżonkowie mogą modlić się swoją seksualnością?

Modlitwa może towarzyszyć wszystkim aspektom życia. Nasza seksualność to jego mocny, ważny i fundamentalny element. Seksualność powinna zbliżać do Pana Boga, a dzisiaj z jednej strony jest zagrożona, ale równocześnie doceniana. Kościół jest zaproszony do ukazania głębokiej teologii ciała.

Przyznam, że w Kościele katolickim jednym z najmniej udanych rytuałów jest obrzęd sakramentu małżeństwa, ponieważ pochodzi on z czasów rzymskich (i to w sensie pogańskim), a ukazane w nim zaślubiny narzeczonych mają surowy wyraz kontraktu, przysięgi.

W Kościele anglikańskim do dziś kultywowany jest zapisany w XV wiecznym manuale z Sarum dawny katolicki rytuał małżeński, który składa się z trzech etapów zaślubin. W pierwszej części narzeczeni na progu świątyni wyrażają zgodę małżeńską, a następnie celebruje się Eucharystię. W ostatniej części obrzędu kapłan błogosławi komnatę małżeńską przed pierwszą wspólnie spędzoną nocą. Podczas tego obrzędu na progu kościoła pan młody nakłada kobiecie pierścień ślubny (wtedy nie było jeszcze zwyczaju wymiany obrączek) i wypowiada formułę: „Tym pierścieniem cię poślubiam, moim ciałem ciebie czczę, to złoto i srebro ci daję (aluzja do wiana) i wszystko, co posiadam, w twoje ręce składam”. Przytoczony tekst zaślubin ukazuje rolę kobiety w małżeństwie, którą uważano za zarządcę dóbr. Wskazuje też jednocześnie na świętość seksu, słowo „czcić” (po angielsku „worship”) oznacza sferę religijną. Jak bardzo musi kochać mężczyzna, jak bardzo musi się starać w łożu, by prawdziwie czcił żonę swym ciałem.

- Święty Augustyn mawiał, że kto dobrze śpiewa, ten podwójnie się modli. Jaką rolę w liturgii spełnia śpiew?

Śpiew to niełatwa modlitwa, ponieważ silnie dotyka naszej emocjonalności. Trudno jest śpiewać z emocjonalną blokadą. Modląc się śpiewem, wyrażam siebie o wiele bardziej niż wtedy, gdy mówię normalnym głosem.

W instrukcji o muzyce kościelnej „Musicam sacram” czytamy o trzech kręgach śpiewu w trakcie Mszy Świętej. Pierwszy z nich jest esencjalny, istotny i należy posługiwać się nim zawsze, chyba że Msza Święta jest całkowicie recytowana. Natomiast drugi i trzeci krąg modlitwy śpiewem może zostać wykorzystany tylko wtedy, kiedy użyto pierwszego.

W pierwszym kręgu modlitwy śpiewem brakuje pieśni na wejście, przygotowanie darów, komunię świętą i na zakończenie, lecz są tylko śpiewy kapłańskie i dialogi z wiernymi. W praktyce liturgicznej natomiast często posługujemy się pieśniami, a kapłan czyta „całą resztę” Mszy Świętej. Tak też można, ale jest to zdecydowanie gorsze rozwiązanie.

Od dłuższego czasu odprawiam Eucharystię według wskazań „Instrukcji o liturgii”, Okazało się, że śpiewane w ten sposób modlitwy nadały celebracji dużej siły emocjonalnej i zaangażowały w ich przeżywanie bardziej, niż by się wydawało.

- Czy ma Ojciec ulubioną postawę modlitewną ciała?

Zależy ona od pory dnia i okoliczności życia. Generalnie podczas modlitwy staram się poruszać. Odczuwam wtedy najmniej rozproszeń i paradoksalnie jestem bardziej skupiony. Zazwyczaj myślimy, że ruch podczas modlitwy pozbawia nas koncentracji. Uważam, że jest odwrotnie. Dla mnie niewątpliwym przewodnikiem w modleniu się ciałem jest św. Dominik.

- Kiedyś uczono nas medytować w tak zwanym „bezruchu”…

Mówiłem już o tym. To problem nowożytnego myślenia o religijności, bowiem takiego podejścia wcześniej nie było. Na modlitwie przechodzimy od życia do modlitwy i od modlitwy do życia. Sam człowiek jest dwoisty ze względu na swoje ciało i swojego ducha – dlatego dwoisty wymiar powinna mieć także modlitwa.

Ojciec Tomasz Kwiecień – dominikanin, wykładowca w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym oo. Dominikanów w Krakowieukończył liturgikę w Papieskim Instytucie Liturgicznym Anselmianum w Rzymie. Autor książek, m.in.: „Krótki przewodnik po Mszy Świętej”, „Pochwała ciała. Liturgia i człowieczeństwo”, „Błogosławione marnowanie. O Mszy Świętej z ojcem Tomaszem Kwietniem OP rozmawiają Jacek Borkowicz i Ireneusz Cieślik” i artykułów publikowanych na łamach „Tygodnika Powszechnego”, „W drodze”, „Listu” oraz „Życia Duchowego”.

 „Głos Ojca Pio” (44/2007)