Zjednoczeni w miłości

Zdecydowali się na życie we dwoje. Poprosili Boga o błogosławieństwo. Stało się... Są już małżeństwem. Teraz czeka ich radość i trud budowania komunii miłości w wymiarze duchowym, psychicznym i cielesnym. Pismo Święte mówi o małżonkach: „(...) A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela”
(Mt 19, 6).

Tę szczególną przynależność do siebie mąż i żona urzeczywistniają we współżyciu seksualnym, które jest wyrazem największej intymności i bliskości między dwojgiem ludzi. Można się zastanowić nad tym, co małżonkowie komunikują sobie poprzez ten akt. Odpowiedzi mogą być różne, zależne od dojrzałości osób i ich miłości. Skoncentrujmy się na scenariuszu optymistycznym. A zatem mężczyzna i kobieta wytrwali w czystości przedmałżeńskiej. Przez cały okres swej znajomości budowali porozumienie na różnych płaszczyznach. Poznali swoje zalety i wady, hierarchię wartości, nauczyli się wybaczać, przepraszać i w końcu oddali się sobie, ślubując miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Teraz nadszedł czas ukazania tej jedności. Właśnie współżycie jest jednym z widzialnych znaków przynależności męża do żony i żony do męża. Żona chce powiedzieć poślubionemu mężczyźnie, że w każdej najdrobniejszej cząstce swego człowieczeństwa należy do niego, a mąż pragnie przekonać żonę, że nie ma takiej sfery w jego życiu, której nie chciałby powierzyć ukochanej. Realizują się słowa: Jam twoja, tyś mój. Tyś moja, jam twój. Można powiedzieć, że akt seksualny obrazuje to, co już istnieje, a więc komunię miłości, a jednocześnie, przeżywany w prawdzie, przyczynia się cały czas do pogłębiania tej niezwykłej więzi.

To wzajemne oddanie stanowi tylko jeden biegun współżycia. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że celem popędu seksualnego, który zmierza do współżycia, jest istnienie gatunku ludzkiego, jego przedłużanie. Porządek natury jest taki, iż przez współżycie człowiek się rozmnaża. Małżonkowie zatem, podejmując stosunki seksualne, wchodzą w ten wymiar rodzenia. Miłość osób, mężczyzny i kobiety, kształtuje się w obrębie tej celowości, niejako w jej łożysku, kształtuje się jakby z tego tworzywa, którego popęd dostarcza (K. Wojtyła: Miłość i odpowiedzialność, Lublin 2001, s. 51).

Tak więc znając celowość popędu, mężczyzna i kobieta wybierający małżeństwo jako drogę swojego pielgrzymowania decydują, że chcą służyć przekazywaniu życia, powoływaniu do istnienia nowego człowieka – człowieka, który stanowi swoiste przedłużenie ich własnej miłości. Małżonkowie stają się współtwórcami istoty ludzkiej. Współpracują z samym Bogiem, który stanowi ostateczną instancję i jedyne źródło życia. Wysławiam Cię, że mnie stworzyłeś tak cudownie. Godne podziwu są Twoje dzieła. Oto Ty utworzyłeś moje nerki, Ty utkałeś mnie w łonie mej matki. I dobrze znasz moją duszę, nietajna Ci moja istota, kiedy w ukryciu powstawałem, utkany w głębi ziemi (Ps 139, 13-15). Z ciała męża i żony nie może jednakże zaistnieć duch człowieka. Tutaj niezbędna jest Boża ingerencja. Czy to wszystko nie jest wspaniałe? Miłość kobiety i mężczyzny jest płodna, wydaje owoce, które będą trwały w wieczności. Uznanie tej prawdy pozwala małżonkom przeżywać prawdziwą głębię zjednoczenia – głębię, która przyczynia się do ich przybliżania i szczególnego porozumienia na poziomie psychiki, ciała i ducha.

Z powyższych rozważań wynika, że we współżyciu spotykają się dwa wymiary: jedność małżeńska i rodzicielstwo. Oba są niezbędne. Pominięcie lub wykluczenie jednego z nich staje się wielkim wypaczeniem tego cudownego aktu. Albowiem stosunek małżeński z najgłębszej swojej istoty, łącząc najściślejszą więzią męża i żonę, jednocześnie czyni ich zdolnymi do zrodzenia nowego życia, zgodnie z prawami zawartymi w samej naturze mężczyzny i kobiety (Paweł VI: Humanae vitae, 12).

Zapewne każde małżeństwo, podejmując współżycie, chce, aby rodziło ono szczęście i przyczyniało się do pogłębiania więzi pomiędzy mężem i żoną. Zastanówmy się, co może pomóc w takim przeżywaniu aktu seksualnego. Jakie warunki są konieczne do tego, by współżycie dawało radość i przyczyniało się do zbliżania.

• Uznanie prawdy, że człowiek jest szczególną wartością i że jedynym 
odniesieniem do niego może być miłość. Człowiek jest koroną stworzenia, istotą, która może stanowić o sobie, dokonywać wyborów, która ma wolną wolę. Tylko człowiek został obdarzony życiem duchowym. Jest inny niż pozostałe byty ziemskie – potrafi rozeznać celowość istnienia, 
poszukuje sensu życia. Temu najwspanialszemu ze wszystkich stworzeń należy się szczególny szacunek. Nigdy nikomu nie wolno traktować drugiego człowieka jako środka do osiągnięcia własnych celów. Wyklucza się w ten sposób hedonistyczne podejście do współżycia, w którym dwoje ludzi traktuje siebie jednie jako przedmiot użycia, źródło osiągnięcia satysfakcji seksualnej. 

• Traktowanie sfery seksualnej jako dobrej, czystej, bez kierowania się 
uprzedzeniami czy zranieniami. Barierę dla osiągnięcia prawdziwej bliskości 
we współżyciu stanowić może obarczenie sfery seksualnej różnego rodzaju lękami. W poradni rodzinnej miałam przyjemność spotkać młode małżeństwo – wspaniałe i bardzo religijne. Ludzie ci wytrwali w czystości do ślubu, byli pełni miłości i zrozumienia, jednak zamiast obiecanego szczęścia w sferze seksualnej otrzymali przykre doświadczenia. 

Horror... Jeśli małżonkowie pragną przeżyć głębię aktu seksualnego, nie 
mogą bać się naturalnych „konsekwencji” współżycia (czytaj: dziecka). Prawdą jest, że doskonała miłość usuwa lęk (por. 1 J 4, 18). Dlaczego mamy się bać? Przecież się kochamy i do tego czuwa nad nami Pan Bóg. Jeśli pojawi się dzieciątko, na pewno zostanie przez nas przyjęte, nawet kiedy nie będzie planowane. Taka postawa rodzi pokój wewnętrzny. Ale niestety czasem 
żona odczuwa strach na myśl o tym, jak mąż zareaguje, gdy się dowie o poczęciu: 

Gdyby on to zaakceptował, nie bałabym się, ale niestety.... Tak się czasami zdarza. 
Sama spotkałam takie małżeństwo. Postawa męża mogłaby tutaj wiele zmienić. To bardzo przykra sytuacja, kiedy ten, który ma dawać poczucie bezpieczeństwa, nie spełnia swojego powołania, a wręcz przeciwnie – staje się źródłem obaw. 

Oczywiście nie chodzi o to, żeby każdy akt seksualny prowadził do poczęcia dziecka (bywają przecież w życiu takie okoliczności, gdy małżonkowie 
powinni je odłożyć, a poza tym płodność kobiety jest cykliczna), lecz o to, 
by świadomie nie niszczyć funkcji prokreacyjnej i nie czynić rozdziału między 
jednością a rodzicielstwem. Można tu mówić o wewnętrznej zgodzie, o akceptacji dziecka: Wprawdzie nie planujemy poczęcia, ale gdyby dzieciątko się pojawiło, na pewno je przyjmiemy. W przeciwnym razie małżonkowie zachowują się jak ludzie, którzy chcą coś wykraść Bogu; jak eksperymentujący z ogniem, którzy fascynują się jego płomieniem i pragną 
się doń zbliżyć, ale jednocześnie odczuwają lęk przed poparzeniem. 

• Nieustanne budowanie więzi w codzienności – aby małżonkowie mogli 
przeżywać pełnię współżycia, muszą troszczyć się o swoje relacje każdego 
dnia. Chodzi tutaj o rozwiązywanie konfliktów, rozmowę, o wzajemną troskę i 
dawanie sobie widzialnych znaków miłości. Wielkim fałszem jest podejmowanie współżycia, gdy małżonkowie są negatywnie nastawieni wobec siebie, gdy nie pielęgnują miłości poprzez czułość, delikatność, wzajemne zainteresowanie, pomoc i troskę. 

• Znajomość własnych potrzeb i pragnień – do czego niezbędne jest prowadzenie przez małżonków ciągłego dialogu oraz wsłuchiwanie się w przeżycia drugiej osoby, jej obawy i radości. Chodzi tu o słuchanie z nastawieniem: Jesteś dla mnie ważna (ważny), chcę wiedzieć, co czujesz. 

Podsumowując, można stwierdzić, że przeżywanie pięknej małżeńskiej miłości wymaga podjęcia trudu pracy nad sobą, nieustannego budowania wzajemnych relacji, integracji wszystkich wymiarów człowieczeństwa, porzucenia wszelkich wypaczonych wizji seksualności oraz wyzbycia się egoizmu i lęku. Pan Bóg chciał bowiem, aby współżycie wyrażało rzeczywistą jedność dwojga oraz ich otwartość na dar życia. Nie bójmy się podążać tą drogą. Owocem wierności Bogu jest zawsze głębokie poczucie szczęścia i świadomość, że z Nim budujemy wspólnotę, której nikt i nic zniszczyć nie może. 

Anna Borkowska

Miłujcie się! - nr 4-2005