Bliżej nas? Medytacja nie tylko dla rodziców

Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie. 
Łk 18, 16 

Wszyscy normalni rodzice dbają o dobro swoich dzieci. Można nawet powiedzieć, że pragną zapewnić szczęście swojemu potomstwu. Co prawda, rozmaicie bywa to szczęście – a nawet zwykłe dobro – rozumiane? Jedni, troszczą się przede wszystkim o wykształcenie i wychowanie młodego pokolenia, inni o ich zdrowie, a niektórzy kładą największy nacisk na utrzymanie (mieszkanie, ubranie, wyżywienie) swoich pociech. 
Nie znaczy to bynajmniej, że zapominają oni o kultywowaniu innych wartości w interesie swojej progenitury, ale tutaj – dla przykładu – zostały podane tylko niektóre akcenty spotykane podczas pełnienia opiekuńczej roli zwykłych rodziców. W każdym bądź razie regułą jest, że rodzice nie podają dzieciom kamienia zamiast chleba ani węża zamiast ryby, ani też skorpiona zamiast jajka.

Różne zarazem bywają intencje ojców i matek w procesie sprawowania ich ról opiekunów i opiekunek – mniej lub bardziej bezinteresowne, mniej lub bardziej zaangażowane. Jedni (lub jedne) pragną pomóc swoim córkom lub synom, aby wyrośli oni na ludzi dojrzałych i odpowiedzialnych, a inni (lub inne) starają się ułatwić im zdobycie jak najwięcej z tego, co oferuje dzisiaj świat.

Wszyscy jednak – mniej lub bardziej jawnie – spodziewają się, że dzięki ich staraniom o dobro swoich dzieci, skłonią je do głębszego zbliżenia ich ku nim samym – zwłaszcza na stare lata. I wcale nie chodzi tu tylko o jakieś wysłużenie (wykupienie?) sobie u dzieci pewnej wdzięczności wobec ich rodziców. Rodzicom naprawdę zależy na serdecznej bliskości osobowej okazywanej im przez ich dzieci.

Zbyt często wszakże zapominamy o tym, że tej bliskości możemy spodziewać się raczej wtedy, gdy sami ją okazujemy. A właśnie z tym okazywaniem bardzo różnie bywa w naszym życiu rodzinnym ze strony starszej (bardziej dojrzałego?) pokolenia – nawet w przypadkach ogromnego poświęcenia matek i ojców dla zabezpieczenia materialnego teraźniejszości i przyszłości ich córek i synów.

Najważniejszą jednak, a równocześnie najczęściej niedocenianą rzeczą jest dążenie chrześcijańskich rodziców do pomagania swoim dzieciom w osiąganiu ostatecznego szczęścia w niebie, do świadczenia swoim dzieciom całym swoim życiem, że należy zawsze iść przez świat z Jezusem.

Przecież właśnie wtedy, gdy zarówno rodzice jak ich dzieci będą dążyli zgodnie do samego Jezusa, wzajemna bliskość między nimi wszystkimi będzie narastająco zacieśniała się w sposób coraz bardziej doskonały. – Tak więc, nie starajmy się tylko o to, aby nasze dzieci były coraz bliżej nas, ale dążmy do tego, by nasze dzieci (razem z nami!) były coraz bliżej Jezusa, a wtedy będą one także coraz bliżej nas samych.

Ryszard Dezor