Obecny świat nie jest Królestwem Bożym?

Królestwo Boże pośród was jest. 
Łk 17, 21 

Czy rzeczywiście świat, w którym żyjemy może być traktowany jako Królestwo Boże? Czyż cała masa dostrzeganych w nim ułomności, wynaturzeń, a niekiedy nawet wręcz potwornego zła nie zmusza nas wprost do stwierdzenia, że jest on bardzo daleki od prawdziwego Królestwa Bożego? 
A jednak, mimo na pozór oczywistych wniosków skłaniających nas do widzenia tego świata w barwach bardzo ponurych, można odważyć się na wysunięcie pogodnego twierdzenia, że jest on wbrew wszelkiemu czarnowidzeniu środowiskiem pomyślnie mieszczącym się w ramach rzetelnego Władztwa Bożego – jako rzeczywistość, która już działa. 
I nie chodzi nam tutaj bynajmniej tylko o to Królowanie Pana Nieba i ziemi (czyli całego wszechświata), które trwa od samego początku stworzenia – znane nam dobrze z kart Pierwszego Przymierza – chociaż jest ono niezwykle doniosłe. W naszych niniejszych rozważaniach chcemy się zająć trafnym rozpatrzeniem tego obrazu Królestwa Bożego, które głosił Jezus Chrystus w każdym zakątku Palestyny wszystkim ludziom naszych czasów – całemu ludowi Nowego Przymierza. 
Co nas upoważnia do wysuwania takiego nieoczekiwanego na ogół wniosku? Czy nie porażają nas głosy wielu osób, że przecież świat wcale się nie zmienił po pierwszym pojawieniu się Mesjasza? Że, sam Chrystus uczy nas w Modlitwie Pańskiej proszenia o przyjście Królestwa Bożego skłaniając nas tym samym niedwuznacznie do uznania, iż nie pojawiło się ono jeszcze? 
Nie, nie musimy się lękać smutnej wymowy faktów obkrakiwanych przez głosicieli klęsk. – Przecież są one tylko przejawami zewnętrznymi i wcale nie tak powszechnymi jak chcą nam niektórzy wmówić. Dobra mamy na tym świecie, mimo wszystko, o wiele więcej niż zła. Gdyby było inaczej, cały kosmos (razem z nami) przestałby już dawno istnieć. 
Ale nawet nie to jest najważniejsze. Najistotniejszą rzecz stanowi przyjęcie takiej postawy, żeby nie patrzeć wyłącznie w sposób powierzchowny, czasami wręcz tylko naskórkowy. Należy wnikliwie przenikać pod zewnętrzny poziom zjawisk. Musimy widzieć to, co znajduje się głębiej! – W samym jądrze zdarzeń. 
A tam dzieją się sprawy przecudowne. Tam właśnie rozwija się i rozkwita cała Pełnia Łaski Bożej, ten podstawowy grunt kształtowania się prawdziwego Królestwa Bożego wysłużonego nam przez Zbawiciela w ramach Jego Dzieła Odkupienia. – Oczywiście prawdą jest, że ten rozwój i ten rozkwit jeszcze nie osiągnął całej pełni – jeszcze nie jest idealnie doskonały. Ale kto przytomny twierdzi, że to już nastąpiło? Przecież dobrze wiadomo, że do tego dojdzie dopiero na końcu czasów. 
Jednakże, jeżeli coś ma dopiero postać jeszcze zalążkową, czy oznacza to, że ono nie istnieje? Jesteśmy głęboko przekonani, że taki pogląd byłby grubym nieporozumieniem. Niezależnie od tego, jak dalece posunięty jest rozwój jakiegoś zjawiska, sam ten fakt stanowi zupełnie wystarczającą podstawę orzekania o jego istnieniu. Jest to zgodne z elementarnymi zasadami logiki. 
Tak też ma się rzecz i z Królestwem Bożym w tym świecie. Chociaż nie tyle dostrzegalne „mędrca szkiełkiem i okiem” ile raczej skruszonym sercem, postawą miłości i pokorną kontemplacją, jest ono wyraźnie widoczne i głęboko wyczuwalne dla ludzi ośmiu błogosławieństw. 
Oni nie gorszą się brakiem bezpośredniej jawności zmian tego świata ani koniecznością pokonywania trudu przy docieraniu do sedna tych zmian. Oni widzą Królestwo Boże w tym świecie (aczkolwiek nie tyle w kategoriach doczesnych, ile raczej jako królestwo ukryte, wewnętrzne, duchowe) a zarazem nie wahają się prosić Ojca o jego dalsze przychodzenie, to znaczy o jego pomyślne rozwijanie się aż do osiągnięcia ostatecznej pełni – do całkowitego ujawnienia się wszystkim i do Uświęcenia całej rzeczywistości poprzez Utworzenie Nowego Nieba i Nowej Ziemi. 
W kształtowaniu takiej postawy umacnia ich nie tylko Słowo Boże, ale i zwykłe doświadczenie... macierzyństwa. Przecież i w tym przypadku można by głosić, że to, co rozwija się w łonie matki, nie istnieje, ponieważ tego nie widać. Niekiedy nawet (na samym początku stanu błogosławionego) również matka nie zdaje sobie z tego sprawy, że nosi pod sercem nowego człowieka. A jednak człowiek ten istnieje i nic nie upoważnia nas do zaprzeczania temu faktowi. 
Analogiczna sytuacja występuje właśnie z istnieniem Królestwa Bożego w tym świecie. Nie widać go wyraźnie, tak jak nie widać zewnętrznie dziecka w łonie matki, ale przecież jedno i drugie istnieją rzeczywiście. Jedno i drugie rozwijają się intensywnie. Jedno i drugie mają realny wpływ na otoczenie. I matka zmienia się pod wpływem rozwijającego się w niej dziecka, i nasz świat przekształca się pod wpływem działającego w nim Królestwa Bożego. 
Można to wszystko stwierdzić w sposób przekonujący. Tylko trzeba mieć oczy szeroko otwarte – przede wszystkim oczy duszy, oczy serca, oczy miłości. 
Aż dziw bierze, iż niektórzy zwolennicy teorii ewolucji nie potrafią tego procesu dostrzec. Wygląda na to, że wbrew zasadzie naturalnego przebiegu stopniowego chcieliby oni widzieć Mesjasza przychodzącego na świat od razu w postaci dojrzałej i radykalnie, wręcz rewolucyjnie, przekształcającego cały kosmos w jednej chwili. A przecież Chrystus orzekł wyraźnie: Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie (Łk 17, 20). Powiedział też: Istotnie przyszło już do was Królestwo Boże (Łk 11, 20). 
Tak więc wypadało by jednak pogodzić się z bardziej harmonijną wizją przemian w naszym świecie realizującym dalekosiężne plany Królestwa Bożego. Aczkolwiek decydującego zdarzenia (końca czasów) też nie możemy tutaj absolutnie pomijać, tak jak nie pomijamy go również w ziemskim (doczesnym) rozwoju człowieka, gdzie jest nim przecież moment urodzenia. – Pamiętajmy jednak wszakże, iż to wszystko nie wyklucza bynajmniej istoty naszej analogii. Tak bowiem jak człowiek istnieje przed urodzeniem, tak też istnieje na ziemi Królestwo Boże przed końcem tego świata. 
Podobnie przedstawia się problem modlitwy o przyjście Królestwa Bożego. I tutaj możemy dostrzec analogię tej modlitwy do składania przez matkę próśb przed Bogiem o szczęśliwe urodzenie się jej dziecka. Mówi ona wtedy czasem wprost: „Niech przyjdzie ono na świat!”. – Na jaki świat ma ono przyjść? – Czyżby na świat w ogóle? – Nie. Po prostu na ten świat, w którym żyje już ona. 
Czyż modlitwa matki, o pomyślne przejście jej dziecka do świata, w którym będzie ono mogło oddychać powietrzem atmosferycznym, miałaby oznaczać, że ono jeszcze nie istnieje? Ależ bynajmniej! Ono już żyje w jej łonie i nawet oddycha, ale inaczej niż ona. I w jej modlitwie chodzi tylko (albo aż!) o to, żeby ono mogło oddychać tak samo jak ona, a nie o to, żeby ono dopiero powstało. 
Jakie wnioski zatem możemy wysnuć z naszych rozważań? – Po prostu następujące. Nie bójmy się „proroków nieszczęść”. Nie patrzmy przez tak czarne okulary jak oni. Otwórzmy nasze serca na Dobrą Nowinę Jezusa Chrystusa. Uwierzmy Jemu, że On Zwyciężył ten świat (J 16, 33) i już Zaprowadził (Zapoczątkował) Boże Królestwo na naszej ziemi. 
I chociaż Królestwo to może mieć jeszcze przed, sobą długą drogę do swego pełnego rozkwitu, to jednak ono już jest, już się rozwija, już przezwycięża moc szatana i już przybliża temu światu, poprzez Ducha Świętego, łaski Nieskończenie Dobrego Ojca wysłużone każdemu człowiekowi przez Chrystusa Umęczonego, ale i Zmartwychwstałego.

Ryszard Dezor