Spowiedź mojej duszy

Jesteś mi świątynią czystą, nieskalaną
Jedyną podporą wśród zgniłego bytu
Jesteś poematem serca zbolałego

Tonie jednak moja arka
Otchłań pochłania nadzieję
Czarny jeździec śmierci nadchodzi

Widzę bezkresną nicość
Czarną drogę usłaną czaszkami
Bezmiar tęsknoty i gorycz dramatu

Na firmamencie nieba ślad po słońcu
Które zaszło za horyzontem wspomnień
I głębię końca - wszystkiego

Zło i pustka otacza mnie zewsząd
Nie widzę dłoni którą mógłbym chwycić
Nie widzę Ciebie

Co mnie wciąga do otchłani?!
Gdzie zgubiłem ideały?!
Jakie wartości życia były wskazówkami?!

Kocham, czuję, pragnę
Wierzę, ufam, rozumiem
Lecz to wszystko nie wystarcza...

Zdradzony