Kto miłuje i sprawiedliwie, i miłosiernie?

Zastanawiając się nad tym, jaka jest Miłość – pytając o to, czy można Ją jakoś pogodzić ze zwykłą sprawiedliwością albo wprost ze Sprawiedliwością Bożą – i stwierdzając, że nie tylko Miłość obejmuje i Miłosierdzie, i Sprawiedliwość, lecz także zwyczajna miłość człowiecza, powinna tę Miłość Bożą na swój sposób naśladować, możemy spotkać się czasem z niedowierzaniem, czy tak jest w rzeczywistości, czy to jest w ogóle możliwe, a jeśli tak, to jaka sytuacja potrafi być obrazem adekwatnym do przedstawionej tezy?

Myślę, że niżej podany przykład – jeden z bardzo wielu – nadaje się dosyć trafnie do rozjaśnienia wątpliwości, mogących się pojawić podczas rozważania poruszonego problemu.

Chyba wszyscy spotkaliśmy się kiedyś świadomie (może nawet niejednokrotnie albo i we własnej osobie) z matką opiekującą się swoim maleńkim dzieckiem. Zauważyliśmy wtedy (jeżeli nie czyniłyśmy tego same), na czym polega podstawowa opieka nad niemowlęciem. 
Matka karmi je (zwykle własną piersią), przewija je (to znaczy zmienia mu pieluszki, gdy się zmoczy lub zrobi kupkę), obmywa je albo i kąpie w razie potrzeby, smaruje oliwką, posypuje pudrem (aby zapobiec odparzeniom), chroni je zarówno przed zbytnim chłodem jak i przed przegrzaniem, i w ogóle wykonuje (wraz z żywieniem) wszystkie niezbędne zabiegi higieniczno-kosmetyczne.

I to właśnie stanowi istotę jej miłości sprawiedliwej do swego dziecka. 
Dobra matka, jednakże, nie ogranicza się bynajmniej tylko do zaspokojenia takich podstawowych potrzeb swojej filigranowej „pociechy”. Z potrzeby serca i z wyczucia matczynego otacza ona swoje maleństwo daleko głębiej sięgającą troskliwością.

Często głaszcze je (nie tylko podczas smarowania oliwką) serdecznie i całuje gorąco gdziekolwiek popadnie, pieści je i przytula, kołysze w swoich ramionach i podnosi wysoko nad siebie, szepcze mu czułe słówka i śpiewa przeróżne piosenki. Naprawdę trudno byłoby dokładnie wyliczyć cały repertuar jej zachowań empatycznych wobec swego niemowlęcia. 
A to z kolei stanowi właśnie istotę jej miłości miłosiernej kierowanej do pączkującego owocu jej łona.

Mam nadzieję, że ten przykład w miarę należycie ilustruje zasygnalizowany problem.

Ryszard Dezor