Geniusz rodzicielstwa
Sylwia Palka
Geniusz rodzicielstwa
Ojcostwo i macierzyństwo w twórczości literackiej Karola Wojtyły
„Miłość nie jest do wyuczenia, a jednocześnie nic nie jest tak bardzo do wyuczenia jak miłość! Jako młody kapłan nauczyłem się miłować ludzką miłość. To jest jedna z tych podstawowych treści, na której skupiłem swoje kapłaństwo, swoje posługiwanie na ambonie, w konfesjonale, a także używając słowa pisanego. [...] Bo miłość jest piękna” – wyznał Jan Paweł II w książce „Przekroczyć próg nadziei”. Przez całe życie pokazywał nam piękno ojcostwa i macierzyństwa, których trzeba się „wyuczyć”. Czynił to także jako poeta i dramaturg.
W 1960 roku ukazało się studium etyczne bpa Karola Wojtyły „Miłość i odpowiedzialność”. W tym samym roku przyszły papież temat miłości opracował w formie literackiej – w dramacie „Przed sklepem jubilera”. Tajemnica rodzicielstwa znalazła swoje ujęcie także w utworze „Promieniowanie ojcostwa” (1964) oraz we wcześniejszej sztuce „Brat naszego Boga” (1945-1950). O macierzyństwie kapłan-literat pisał w poemacie „Matka” (1950). Później zagadnienia te odżyły w encyklikach – zwłaszcza w „Redemptor hominis”, „Redemptoris Mater”, „Evangelium vitae”.
Miłość małżeńska
Biskup Karol Wojtyła w „Miłości i odpowiedzialności” pisał: „Miłość oblubieńcza polega na oddaniu swojej własnej osoby. Istotą miłości oblubieńczej jest oddanie siebie, swojego ja. Stanowi to coś innego i zarazem coś więcej niż upodobanie, pożądanie a nawet życzliwość. [...] Kiedy miłość oblubieńcza wejdzie w tę relację międzyosobową, wówczas powstaje coś innego niż przyjaźń – mianowicie wzajemne oddanie się osób”.
To, że tylko taka miłość może prowadzić do prawdziwego macierzyństwa i ojcostwa, Wojtyła udowadnia na przykładzie bohaterów „Przed sklepem jubilera” (dramat ten to medytacja o sakramencie małżeństwa). Annę i Stefana łączą już tylko dzieci. Przestają się wzajemnie słuchać, dostrzegać. Prawie ze sobą nie rozmawiają. Prowadzi to do pogłębiania się poczucia wzajemnej obcości bohaterów, a „przecież stworzyć coś, co odzwierciedla absolutne Istnienie i Miłość, to chyba najwspanialsza rzecz!”. Miłość otwiera na życie, ale jednocześnie wiąże się z odpowiedzialnością za dzieci, których przyszłość zależy od miłości ich rodziców.
Być ojcem
„Rodzenie jest kontynuacją tworzenia” – przypominał Jan Paweł II w liście skierowanym do rodzin z okazji Roku Rodziny (1994). Właśnie rodzeniu w szczególny sposób Wojtyła poświęcił dramat „Promieniowanie ojcostwa”. Czym więc jest owo tajemniczo brzmiące „promieniowanie ojcostwa”? By poznać dopowiedź na to pytanie, warto sięgnąć po „Rozważania o ojcostwie” (1964). Cenną wskazówką jest już samo imię głównego bohatera – Adam (człowiek) – oznaczające w tradycji sumeryjskiej tego, który może być lub jest synem i ojcem.
Na Adama spadło doświadczenie ojcostwa, na które nie był przygotowany. Gdyby mógł, wybrałby ucieczkę w samotność. Nie czyni jednak tego, ponieważ dociera do niego świadomość odpowiedzialności za swoje adoptowane dziecko – Monikę. Stając się dla niej ojcem, wyrzekł się własnej wolności, bo miłość kosztuje – i jego, i ją. Odtąd uczył się rezygnować z „ja”, by móc powiedzieć „my”. Przekonał się też, że miłość nigdy nie jest „gotowa”, bo nigdy nie jest darem, który można po prostu przekazać drugiemu. To raczej ofiara – z własnej wolności i niezależności. Tak jest także w relacji rodzic-dziecko:
„Miłość jest stale wyborem i stale się rodzi z wyboru.
(Oto jest tajemnica słowa „moje”.)
Jeśli miłuję, muszę stale wybierać ciebie w sobie,
muszę więc stale rodzić ciebie i stale się rodzić w tobie.
Rodząc w ten sposób przez nieustanny wybór – rodzimy miłość”.
Dzięki Monice, która doprowadza Adama do świadomego ojcostwa, poznaje on radość i szczęście, jakie przynosi ze sobą miłość. Czuje się potrzebny i chce potrzebować innych, a jednocześnie zbliża się do Boga, dostrzegając w Nim wzór wszelkiego ojcostwa: „Chcesz, abym miłował. Trafiasz do mnie przez dziecko, przez maleńką córeczkę lub synka – i mój upór słabnie”. Adam nie wstydzi się do tego przyznać, bo zaczyna widzieć w tym szansę otwarcia się na drugiego człowieka i na Boga, od którego uczy się „twórczej wzajemności”.
Wojtyła przypomina, że ojcostwo musi być zakorzenione w Bogu. W przeciwnym razie rodzi ból – Monika w każdej chwili może sięgnąć po album ze zdjęciami z dzieciństwa, choć czyni to niechętnie, bo jest on niejako pusty (na fotografiach nie ma ojca). Dlatego też zdecydowała się prosić Adama, by chciał być dla niej ojcem: „Ojcze mój, ja walczę o ciebie”. Przez długie lata liczyła na to, że ojciec dostrzeże w niej w końcu swoje dziecko, dlatego nie zrażając się niepowodzeniami, wytrwale przynosiła na biurko ojca kwiaty, by „zapracować” na jego uczucie.
W podobnej sytuacji znalazł się Krzysztof, syn Teresy i Andrzeja, bohater utworu „Przed sklepem jubilera”. On także doświadczył nieobecności ojca. Znał go tylko z opowieści matki, która dzielnie ukrywała przed nim swoją samotność, usiłując zastąpić mu oboje rodziców:
„Ojca nie znałem – więc nie wiem, kim winien być mężczyzna.
Zaczynam życie na nowo. Brak mi gotowych modeli.
Ojciec pozostał w matce, gdy poległ gdzieś na froncie [...],
Matka we mnie szczepiła ideę ojca – tak rosłem...”.
Teraz, gdy Krzysztof myśli o założeniu własnej rodziny, obawia się, czy podoła zadaniom męża i ojca. Jego narzeczona także nie może uwolnić się od doświadczeń wyniesionych z domu. Boi się, że nieświadomie skrzywdzi Krzysztofa.
Duchowe ojcostwo
Często mówi się o „Bracie naszego Boga” jako najważniejszym i najbardziej osobistym z dramatów Wojtyły. Faktycznie Brat Albert (Adam Chmielowski) odegrał ważną rolę w jego życiu. Można powiedzieć, że pomógł mu dokonać wyboru pomiędzy teatrem a kapłaństwem. Chmielowski był artystą, któremu przepowiadano znakomitą karierę. Z upływem rozwoju jego właściwego powołania coraz częściej malarstwo schodziło jednak na dalszy plan, a na pierwszy cisnęli się ubodzy. Adam opuszczał swą pracownię na długie godziny i chodził po Krakowie. Interesował się opuszczonymi i bezdomnymi, a żeby ich poznać, zaczął regularnie odwiedzać ogrzewalnię, gdzie nocowali. Dzielił się z nimi tym, co posiadał. W końcu zrozumiał, że aby zdobyć ich zaufanie, musi stać się jednym z nich.
Malował słynny wizerunek Chrystusa „Ecce homo”, kiedy spostrzegł, że prawdziwa miłość musi być miłosierna. Nie może ulec zawężeniu do określonych granic, bo przestaje mieć cokolwiek wspólnego z wolnością. Stając się Bratem Albertem, Adam Chmielowski wybrał „większą wolność”. Stał się także przykładem, opartego o jedyne prawo miłości, ojcostwa duchowego, które nie cofa się przed ofiarą.
Geniusz macierzyństwa
W poemacie „Matka” Karol Wojtyła napisał:
„Są takie chwile u matek, gdy tajemnicę człowieka
odsłania im w źrenicach pierwszy głęboki błysk [...],
w cieniu tych myśli czekasz głębokiej chwili serca,
która się w każdym człowieku inaczej zaczyna...”.
Natomiast w encyklice „Redemptoris Mater” (1987) czytamy: „Należy do istoty macierzyństwa, że odnosi się ono do osoby. Stanowi o nim ów zawsze jedyny i niepowtarzalny związek osób: matki z dzieckiem oraz dziecka z matką”. O ile bowiem mężczyzna musi przygotowywać się do przyjęcia daru ojcostwa, o tyle macierzyństwo jest niejako wpisane w naturę kobiety.
Dla Wojtyły wzorem macierzyństwa jest oczywiście Maryja jako ta, która znajduje się najbliżej Boga. I tak np. Niewiasta występująca w „Promieniowaniu ojcostwa” lepiej pojmuje ideę ojcostwa niż Adam, wskazując na jej wspólnotę z ojcowską rolą Boga: „Ludzi, których rozproszył Adam, ja skupiam. Jest we mnie miłość mocniejsza od samotności. Ta miłość nie jest ze mnie. Chociaż o niej zamierzam mówić, milczenie więcej wyraża tutaj niż mowa...”. Spełnia zatem trudne i odpowiedzialne zadanie.
Inna jest rola Adama, który się usprawiedliwia: „Ja skupiam w sobie promieniowanie ojcostwa – i obumieranie ojcostwa”.
Ojciec w domu Ojca
„Wzorze ojcostwa, módl się za nami” – tak brzmiało jedno z wezwań litanii do Jana Pawła II, która powstała spontanicznie – w oczekiwaniu na ostatnią audiencję u niego... Paradoksalnie z sieroty stał się dla wszystkich ojcem. Ten, który tak bardzo kochał życie i człowieka, wrócił do Ojca, którego ojcostwem promieniował... Straciliśmy ukochanego ojca... A może dopiero teraz naprawdę go zyskaliśmy, kiedy opiekuje się nami z domu Ojca.
„Głos Ojca Pio” (34, lipiec/sierpień 2005)
Opublikowano za zgodą