W domu Ledóchowskich

Małgorzata Żebrowska 

Było to małżeństwo raczej z rozsądku niż z gorącej miłości, jak to w tamtych czasach często bywało. Hrabia Antoni Ledóchowski (1823-1885), 39-letni wdowiec, czuł się zagubiony po śmierci żony Marii Seilern. Potrzebował wsparcia silnej i energicznej kobiety, która zechciałaby zostać drugą matką dla trójki jego osieroconych dzieci. Miał nadzieję, że znajdzie ją w Józefinie (1831-1909), szwajcarskiej hrabiance pochodzącej z rycerskiego rodu Salis-Zizers, która była przyjaciółką zmarłej.

Jak Bóg chce!

Józefina miała już doświadczenie pierwszej niespełnionej miłości. Zakochała się z wzajemnością w oficerze wojsk cesarskich. Jednak on był bardzo ubogi, a ona również nie mogła liczyć na posag, który zapewniłby im godne podstawy egzystencji. Widząc w tym znak woli Bożej, która nie była przychylna ich wspólnemu związkowi, postanowiła nie kontynuować znajomości. Umiała powiedzieć sobie: Jak Bóg chce – musi tak być i starać się będę ze wszystkich sił, abym z całym spokojem i bez niezadowolenia powróciła do dawnego trybu życia. Decyzja ta była dla niej bardzo trudna. Cierpiała moralnie i fizycznie, miała jednak mocną psychikę i szybko powróciła do normalnego, pracowitego trybu życia.

Józefina jako 30-letnia niespełniona kobieta czuła się niepotrzebna nikomu. Było jej bardzo ciężko pogodzić się z tym faktem. W propozycji małżeństwa z Antonim Ledóchowskim szukała również woli Bożej. Udzieliła mu pozytywnej odpowiedzi i zaczęli się spotykać coraz częściej, coraz lepiej poznawać, stawali się sobie coraz bliżsi. W 1862 roku zawarli małżeństwo.

W życiu potrzeba stanowczości

Małżonkowie całe swoje życie odnosili do Boga. Mieli podobną hierarchię wartości, w oparciu o którą budowali wzajemną miłość. W domu panowały pokój i harmonia, sprzyjające wewnętrznemu wyciszeniu.

Józefina z czasem bardzo pokochała Antoniego, ze smutkiem znosiła rozstania z nim. Radość męża znaczyła dla niej bardzo wiele. Pod koniec 1868 roku pisała: Mój dobry mąż też miał dobry rok, co i mnie napełnia szczęściem.Jednak i ona miewała okresy przygnębienia, z którymi walczyła. Wiedziała bowiem, że w życiu potrzeba dużo stanowczości i jedynie stalowa, twarda samodyscyplina zdolna jest do walki życiowej. Jej mottem życiowym było powiedzenie: Jak Bóg chce! Zawsze pragnęła pełnić wolę Bożą, z ufnością i spokojem przyjmowała różne koleje swojego życia. Prawdopodobnie nigdy nie okazywała jakiegokolwiek przygnębienia innym – dzieci, przyjaciele, sąsiedzi zapamiętali ją jako osobę bardzo pogodną i energiczną, pracowitą, zaradną, praktyczną, przewidującą. Jej zawsze pogodny nastrój mogą tłumaczyć słowa, które zapisała w swoim dzienniku: Ofiara, którą daje się odczuć innym, nie jest prawdziwą ofiarą, nikt bowiem nie powinien wiedzieć, ile mnie ona kosztuje.

Na twardym posłaniu

Józefina i Antoni doczekali się siedmiorga własnych dzieci. Przyjmowali je z miłością i wdzięcznością, chociaż nie zawsze ich poczęcie było oczekiwane, o czym świadczy zapisek z dziennika Józefiny: Jest nas dwanaścioro w domu, oby Bóg raczył nas w tej liczbie zostawić – ani mniej, ani więcej. Nie wszystko układało się po jej myśli, Józefina ze zwykłą sobie ufnością i spokojem przyjęła jeszcze dwie kolejne ciąże. Dzieci te – Józefina i Stanisław – zmarły niedługo po urodzeniu. Ich śmierć była dla rodziców wielkim ciosem. Józefina po pogrzebie pisała: Choć uwielbiłam Boga, który przecież kieruje wszystkim dla naszego dobra, to jednak serce pękało mi z bólu. Bogu niech będą dzięki za wszystko, za radość i za cierpienie! Nietrudno zauważyć, że żyła w głębokiej zażyłości z Bogiem, zawsze zgadzała się z Jego wolą, choć nieraz była ona dla niej bardzo trudna.

Antoni bardzo kochał dzieci. Był dobrym mężem. Z żoną dzielił obowiązki związane z ich wychowaniem. W domu Ledóchowskich wszyscy byli kochani, zauważeni, docenieni z całą swą indywidualnością. Rodzice mieli wpływ na kształtowanie charakteru każdego z dzieci, mimo że częściowo wychowanie odbywało się przy pomocy guwernantek.

Dzieci uczono sumienności, porządku, przyuczano do wysiłku, wzajemnego ustępowania, poświęcenia egoistycznych zachcianek na rzecz innych, poszanowania każdego człowieka. Nie tolerowano humorów, nieopanowania. Przyzwyczajano dzieci do posłuszeństwa, punktualności. Córka Franciszka pisze: Wychowanie nasze było poważne, roztropne, raczej surowe, choć pełne miłości. Spaliśmy na twardych posłaniach, pod głową mieliśmy małą, cienką poduszkę z włosia. Nie pozwolono nam na kaprysy w jedzeniu. Od dzieciństwa uczono nas odwagi, wstydem było rozczulać się nad sobą. Józefina uczyła dzieci umiarkowanego trybu życia. Antoni zaś zaszczepiał w nich odwagę i szlachetność. Zabierał je na wystawy malarskie, do teatru, uczył rysunku. Ponieważ pragnął powrócić do ojczystej ziemi z Austrii (gdzie jego rodzina zmuszona była wyemigrować po powstaniu listopadowym), rozbudzał u dzieci świadomość narodową i uczył je języka polskiego.

Domowy Kościół Ledóchowskich

Hrabiostwo Ledóchowscy tworzyli domowy Kościół. Wspólnie odmawiali pacierz, Anioł Pański, modlitwy przed i po jedzeniu. Często przyjmowali sakramenty święte. Charakterystyczną cechą pobożności domu Ledóchowskich była głęboka cześć dla Maryi. Dzieci, wchodząc niepostrzeżenie do pokoju ojca, często widywały go na kolanach przed wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej. Ojciec sam uczył dzieci religii, czytał im żywoty świętych, które ogromnie oddziaływały na ich wyobraźnię. W domu, jak wspominają dzieci, w każdą niedzielę oraz święta był czas na omówienie Ewangelii, na dyskusje na tematy religijne, zagłębianie się w lekturze Pisma Świętego. Bł. Maria Teresa pisze: Dzień mojej matki zaczynał się od pójścia na Mszę Świętą, jeśli tylko zdrowie i pogoda dopisywały... A gdy patrzyłyśmy na matkę zawsze pogodną, spełniającą dobrze swoje obowiązki, to w naszych dziecięcych duszach wyczuwałyśmy, że to wynik jej obcowania z Bogiem… 

W obronie chłopów i robotników

Z głębokiej wiary małżonków wyrastała gotowość do ofiar, życzliwość, zaangażowanie w życie społeczne i polityczne. Antoni występował publicznie w obronie chłopów i robotników. Dzięki jego zaangażowaniu powstały kasy pożyczkowe. Działał w ruchu odrodzeniowym Kościoła austriackiego, w Stowarzyszeniu św. Seweryna – Severinusverein. Należał do bractwa św. Michała. Józefina zaś była członkinią Bractwa Adoracji Najświętszego Sakramentu.

Raz na wozie, raz pod wozem

W 1870 roku z powodu złego ulokowania kapitału Ledóchowscy stracili niemal wszystko. Pozostał im tylko ogród i willa, którą w 1874 roku sprzedali i przenieśli się do kamienicy czynszowej w pobliskim mieście St. Pölten. Trudności finansowe ciągnęły się aż do 1881 roku. Mimo że rodzina Ledóchowskich zmuszona została do skromniejszego życia, ich dom był jednak zawsze gościnny.

Majątek Ledóchowskich znacząco pomnożył się w 1882 roku, kiedy byli w stanie zakupić Lipnicę Dolną i Królówkę w Galicji. Gospodarstwo było mocno zaniedbane przez poprzednich właścicieli i stwarzało wiele problemów. Ledóchowscy nie szczędzili nakładu pracy w nadanie mu właściwego kształtu. Dochodami z gospodarstwa lipnickiego dzielili się z miejscowymi ubogimi rodzinami. Józefa rozdawała potrzebującym leki, ubrania i żywność, a w zimie drzewo na opał. Robiła na drutach rękawiczki i wełniane skarpetki i rozdawała je biednym dzieciom z okolicy. Ociemniały lokaj oraz sparaliżowana kucharka do końca swych dni byli domownikami rodziny Ledóchowskich.

Ziemią ojczystą w Lipnicy hrabia Ledóchowski cieszył się tylko przez dwa lata. W wyniku napadu astmy zmarł niespodziewanie 21 lutego 1885 roku. Śmierć męża była wielkim ciosem dla Józefiny, została z sześciorgiem dzieci, zdana na siebie, słabo znała język polski, nie miała doświadczenia w prowadzeniu gospodarstwa.

Hrabina niemalże o 25 lat przeżyła męża. Zmarła na zapalenie płuc w lipcu 1909 roku, w wieku 78 lat. Pogrzeb odbył się 17 lipca, właśnie w dzień, który każdego miesiąca przeznaczała w szczególny sposób na adorację Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie.

Święte dzieci

W przypadku tej rodziny doskonale sprawdziło się powiedzenie: „Na kolanach matek wyrastają święci” (choć i ojciec też miał w tym swój znaczący udział). Spośród dzieci Ledóchowskich niektóre zostały wyniesione na ołtarze: Urszula (kanonizowana 18 maja 2003 roku) i Maria Teresa (beatyfikowana 19 października 1975 roku). W przypadku dwóch synów: Włodzimierza – generała zakonu jezuitów i Ignacego – generała dywizji Wojska Polskiego, zmarłego w obozie koncentracyjnym w Gross-Rosen, toczą się procesy beatyfikacyjne.

„Głos Ojca Pio” (34, lipiec/sierpień 2005)

Opublikowano za zgodą