Msza przedsoborowa a Msza posoborowa – podobieństwa i różnice
Uczestniczyłem w mszach św., na których modliło się dwa miliony ludzi. Byłem komentatorem podczas mszy św. na krakowskich Błoniach z udziałem Ojca Świętego Jana Pawła II. Podczas wielu mszy doświadczyłem, jak wspaniale potrafią modlić się ludzie. Nieraz brałem udział w liturgii, stojąc pośród nich. Byłem koncelebransem wraz z tysiącem pięciuset innymi kapłanami. Ludzie naprawdę modlą się podczas takiej liturgii. Nie wiem, czy dałoby się to osiągnąć podczas celebracji w starszym rycie, jeśli miałby on polegać na kontemplacji, choćby przy użyciu mszalika.
Osobiście nie ciągnie mnie do odprawiania dawnej Mszy. Oczywiście, kocham ją. To właśnie na niej kształciłem swoje umiejętności liturgiczne. Na niej wymodliłem swoje powołanie. Jednak jej reformę przyjąłem z radością. Nie byłem w tym osamotniony. Ksiądz Aleksander Fedorowicz z Izabelina jako pierwszy ksiądz w Polsce wyprosił (chyba jeszcze przed soborem) u ks. prymasa Wyszyńskiego zgodę na odprawianie Mszy twarzą do ludu. Świątobliwy ksiądz, liturgista, najwyższej klasy specjalista pierwszy prosił o reformę Mszy!
Wydaje mi się, że w dyskusji o starej i nowej liturgii zbyt silnie akcentuje się różnice, a zbyt mało podkreśla podobieństwa pomiędzy jedną a drugą Mszą, są bowiem podobne. Największej zmianie uległ nie tyle porządek Mszy, ile postawa sprawujących liturgię i uczestniczących w niej.
Struktura liturgii przedsoborowej jest w zasadzie taka sama jak liturgii posoborowej. Msza w rycie nadzwyczajnym składa się z dwóch części. Pierwsza to Msza katechumenów (missa catechumenorum), druga – Msza wiernych (missa fidelium). Jednak często już przed soborem używano nazw „liturgia słowa” i „liturgia ofiary”. W okresie przedsoborowym wspomniane rozróżnienie miało charakter czysto symboliczny.
Ten podział miał znaczenie przede wszystkim dla pierwszych chrześcijan, kiedy nie dopuszczano niewtajemniczonych do Najświętszej Ofiary. W Mszy katechumenów, podczas której głoszono słowo Boże, mogli uczestniczyć wszyscy; zarówno ci, którzy się dopiero nawracali, jak i ci, którzy przygotowywali się do przyjęcia chrztu, a nawet tak zwani sympatycy, którzy po prostu ze względu na więzy towarzyskie czy rodzinne brali udział w tej części liturgii. Po zakończeniu Mszy katechumenów wyjść musieli wszyscy, którzy nie mieli prawa uczestniczenia w tajemnicach wiary. Do nich dopuszczeni byli bowiem tylko ci, którzy byli w pełni chrześcijanami. Niektórzy historycy twierdzą nawet, że zwrot: Ite, missa est („Idźcie, ofiara spełniona”) wywodził się od słowa mitto – posyłam, a więc towarzyszył rozesłaniu wierzących.
Najbardziej rzucającą się w oczy różnicą między starym a nowym rytem jest wprowadzenie języka narodowego, w którym wszyscy wierni prowadzą z celebransem dialog liturgiczny. W rycie trydenckim wszystkie teksty, hymny, modlitwy są wypowiadane i śpiewane w języku łacińskim, wierni zaś uczestniczą w dialogu z kapłanem w sposób znacznie ograniczony, ponieważ często w ogóle nie słyszą wymiany zdań, lecz w ich imieniu odpowiadają ministranci lub śpiewa chór. Wierni stoją m.in. na Ewangelię, klęczą zaś od Sanctus do małego podniesienia.
Początek Mszy przedsoborowej jest nieco inny niż w liturgii posoborowej. Eucharystia rozpoczyna się u stopni ołtarza, który zawsze jest ustawiony przy ścianie w głębi absydy. Kapłan, stojąc przed ołtarzem tyłem do wiernych, odmawia Psalm 42, później zaś spowiedź powszechną zaczynającą się od słów Confíteor Deo omnipotenti. Następnie spowiedź tę powtarza ministrant (lub ministranci) w imieniu zgromadzonych wiernych. Można zatem powiedzieć, że sens obrzędów wstępnych jest taki sam jak w Mszy posoborowej. Chodzi bowiem o to, by się oczyścić, zanim zacznie się obcować ze świętymi tajemnicami wiary, nie ma jedynie wspólnego aktu pokuty kapłana i wszystkich zebranych wiernych. Spowiadając się, kapłan modli się: „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu [...] i wam, bracia”, ministranci zaś modlili się: „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu [...] i tobie, ojcze”.
Dopiero po oczyszczeniu z grzechów kapłan wstępuje po stopniach do ołtarza i, jak w liturgii posoborowej, całuje go. W pierwszych wiekach Mszę świętą sprawowano przy grobach męczenników, łącząc w ten sposób ich ofiarę z ofiarą Zbawiciela. Z czasem jednak liturgie zaczęły być odprawiane przy ołtarzach, w które wmurowywano relikwie świętych. Dlatego po złożeniu pocałunku kapłan modli się: „Prosimy Cię, Panie, przez zasługi świętych Twoich, których relikwie tutaj się znajdują, oraz wszystkich świętych, abyś mi raczył odpuścić wszystkie grzechy moje”.
Następnie kapłan odczytuje z mszału, który jest ustawiony na ołtarzu z prawej strony, antyfonę na wejście (introit), która w tym rycie rozpoczyna liturgię słowa. Pierwotnie antyfonę tę stanowił fragment psalmu, który wykonywał chór na przemian z wiernymi. W tym czasie duchowieństwo w uroczystej procesji zmierzało do ołtarza (wraca się do tego w liturgii posoborowej). Z czasem z psalmu pozostał tylko jeden wiersz.
W starym rycie rozpoczyna się liturgia słowa. Składa się na nią najpierw słowo ludzkie: kapłan przechodzi w kierunku środka ołtarza i intonuje Kyrie oraz hymn Gloria (poza okresami postnymi). Po odśpiewaniu hymnu wraca do mszału, aby odczytać kolektę, która, jak w nowej liturgii, kończy się słowami: „przez wszystkie wieki wieków. Amen”. W liturgii posoborowej dopiero w tym momencie kończą się obrzędy wstępne. Potem słowo Boże: lekcja, graduał i Alleluja lub tractus (czyli psalm zastępujący aklamację Alleluja w okresie od niedzieli zwanej Siedemdziesiątnicą do Wielkiej Soboty [dni postne]) oraz Ewangelia, po której zwykle było głoszone kazanie, poprzedzone odczytaniem słowa Bożego w języku ojczystym ze specjalnej książki, tak zwanej ewangeliczki, oraz Credo.
W Mszy posoborowej inaczej uszeregowano podobne w zasadzie elementy. Kyrie, Gloria oraz kolekta należą do obrzędów wstępnych. Nie ma mowy o słowie człowieka, a liturgia słowa rozpoczyna się od czytania Pisma Świętego.
Struktura kolejnych części liturgii słowa jest zatem taka sama w liturgii przed- i posoborowej. Pierwsze czytanie jest wyjęte z pism Starego Testamentu lub Nowego, ale poza Ewangeliami, a tekst śpiewu między czytaniami pochodzi przeważnie z psałterza. Różnica polega na tym, że lekcja oraz Ewangelia w liturgii przedsoborowej nie są czytane przy pulpicie, lecz przy ołtarzu (w mszy recytowanej) lub w prezbiterium – na zachód pierwsze czytanie i na północ – Ewangelia (w mszy śpiewanej). To kierunki umowne, wynikające z przyjęcia założenia, że ołtarz wyznacza wschód.
Inny jest także układ czytań. W rycie trydenckim dany dzień ma zawsze takie same czytania. W Mszy posoborowej mamy trzy cykle, jeśli chodzi o Ewangelie: rok A, B i C, dzięki czemu umożliwiono wiernym uczestniczącym w liturgii Eucharystii szerszy dostęp do stołu słowa Bożego. Poza tym w liturgii przedsoborowej nie ma modlitwy powszechnej. Została ona dołączona do porządku Mszy w wyniku reformy.
W rycie trydenckim Msza wiernych składa się z trzech części: ofiarowania, przeistoczenia i komunii. Podczas soboru nastąpiło doprecyzowanie terminów. W miarę rozwoju teologii Mszy świętej i teologii ofiary uznano, że ofiarowanie to, ściśle rzecz biorąc, składanie ofiary. Właściwym ofiarowaniem jest więc przeistoczenie. To w tym momencie dokonuje się ofiara Chrystusa. Dzisiaj liturgia Eucharystii rozpoczyna się od tego, co zwiemy „przygotowaniem darów ofiarnych”. Ono samo, czyli dawniejsze ofiarowanie, oraz treść towarzyszących mu modlitw niewiele się zmieniły. Dawniej nie było jednak możliwe, aby dary ofiarne przynosili wierni. Poza wprowadzeniem nowych modlitw eucharystycznych niewiele zmieniło się również podniesienie, czyli centralna część Mszy św. Oczywiście pozostała Modlitwa Pańska, zrezygnowano natomiast z tak zwanej ostatniej Ewangelii czytanej po błogosławieństwie (zawsze był to Prolog Ewangelii św. Jana). Jak widać zatem, ramy Eucharystii pozostały podobne, tylko inaczej rozłożono akcenty, zmieniono pewne modlitwy, z jednych zrezygnowano, w wypadku innych powrócono do starochrześcijańskich tekstów.
Te wszystkie zmiany w strukturze, tekstach mszalnych, gestach i znakach miały ma celu umożliwienie przeprowadzenia zmian dużo głębszych, dotyczących sposobu przeżywania Mszy. Liturgia przedsoborowa funkcjonowała obok ludzi. Tylko bardzo niewielu jej uczestników, w Polsce dopiero w latach sześćdziesiątych, miało mszaliki. Ogół wiernych mógł słuchać chóru, śpiewającego po polsku lub po łacinie, śpiewać Godzinki, odmawiać różaniec albo próbować, idąc za zachętami niektórych kaznodziejów, cały porządek Mszy św. dostosować do męki Pana Jezusa. A więc kiedy ksiądz pochylał głowę, mówiąc: oremus („módlmy się”), wówczas ludzie sobie przypominali, jak Żydzi kiwali głowami na Pana Jezusa; kiedy Piłat umywał ręce, wyobrażali sobie, jak Jezus jest krzyżowany, i tak dalej. Próby takie były wyraźnie naciągane. Poza odczytaniem lekcji, Ewangelii i kazaniem kapłan zasadniczo nie zwracał się do wiernych w zrozumiałym dla nich języku. Wiernym, którzy spóźnili się na mszę, nieraz było trudno zorientować się, w jakim momencie liturgii przyszli. Dlatego może częściej używano dzwonków. Dzwoniono, jak dzisiaj, na wejście, ale i na ofiarowanie, na Sanctus, na podniesienie, czasem na Per ipsum („Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”) i na komunię. Dziś dzwonek ma znaczenie raczej symboliczne, bo przecież ludzie i tak wszystko słyszą, widzą i więcej niż przedtem rozumieją.
Często do Komunii św. nie przystępowało się podczas mszy, lecz tuż po jej zakończeniu. Zdaje się, że w jakiejś diecezji synod postanowił, by podczas uroczystych mszy św. wiernym udzielano Komunii św. nie bezpośrednio po komunii kapłana, ale dopiero po zakończeniu obrzędów. Po Mszy zatem dzwoniono i podczas gdy wszyscy wychodzili, zostawało dziesięć, piętnaście osób, które przyjmowały Komunię św.
W tygodniu przeważały msze tak zwane ciche, w czasie niektórych organista grał przez cały czas na organach, oczywiście za odpowiednią opłatą. Czasem bywały też i msze śpiewane. Wiernych bywało chyba wtedy mniej niż dzisiaj i modlili się pobożnie każdy w swoim kątku. Gdy byłem w seminarium, rozpoczynała się właśnie reforma obrzędów Wielkiego Tygodnia. Jako młody kleryk z wielkim entuzjazmem i przejęciem śledziłem rozporządzenia Stolicy Apostolskiej. Marzyliśmy, aby nowy porządek Wielkiego Tygodnia zaczął obowiązywać przed naszymi święceniami, tak byśmy jako księża uczestniczyli w liturgii zreformowanej. Dawniej wszystkie uroczystości Triduum Paschalnego odbywały się rano. Wieczorem były tylko tak zwane Ciemne Jutrznie. W Wielką Sobotę Alleluja śpiewano już podczas liturgii porannej. Jezus wystawiony w monstrancji pozostawał w grobie aż do rezurekcyjnego poranka Niedzieli Zmartwychwstania, a post ustawał, gdy poświęciło się pokarmy, zwykle w sobotę przed południem.
Aż trudno uwierzyć, że taki stan trwał od Soboru Trydenckiego aż do połowy XX w. Dlatego nie dziwi mnie, że dla wszystkich, którzy trochę bardziej chcieli żyć Kościołem i których świadomość się rozwijała, traktowanie ludu nieraz dosłownie jak owczarni, której sens liturgii komunikuje się za pomocą dzwonków, było infantylne. W imię prawdy historycznej wracam do stwierdzenia, że w ten sposób Kościół modlił się przez całe wieki, a ludzie też się uświęcali. Kiedy jednak dziś uczestniczę w uroczystościach religijnych i widzę, że liturgię przeżywają wspólnie setki, a nawet tysiące ludzi, to jestem coraz bardziej przekonany, że te wszystkie zmiany były bardzo potrzebne.
Fragment książki „O Mszy świętej”
Leon Knabit OSB – ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.